niedziela, 1 lutego 2015

Dwadzieścia dwa

- Dzień dobry, co dla pan...a ? - momentalnie filiżanka, którą trzymałam w dłoni wypadła, roztrzaskując się na podłodze. A oczy zaczęły wypełniać się łzami.
- Dzień dobry kochana córeczko. Miło znów Cię zobaczyć - Nie widziałam go prawię rok, co on tutaj do cholery robi? Przyszedł mnie odwiedzić? Żałosne... Stałam bez ruchu nie wiedząc co dalej zrobić. Czułam jak jego wzrok przeszywa mnie na wylot. 
- Amelia, co Ty robisz? Dobrze się czujesz? Idź na zaplecze ja to posprzątam. - Usłyszałam, głos koleżanki z pracy - Zuzy, która popchnęła mnie w stronę drzwi, po czym zaczęła zbierać potłuczone kawałki porcelany. W duchu dziękowałam jej za to co zrobiła. Gdyby nie ona, pewnie dalej stałabym tam tępo wpatrując się w mojego ojca. 
Gdy tylko znalazłam się za drzwiami z moich oczu zaczął wylewać się potok słonych łez. Oparłam się o ścianę, zakrywając twarz dłońmi. Dlaczego właśnie teraz musiał się tu pojawić. Było mi bez niego dobrze, śmiało można nawet stwierdzić, że szczerzę go nienawidzę. Brzydzę się go jako człowieka, a co dopiero jako mojego ojca. Po chwili zorientowałam się, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze. Starając się wytrzeć zapłakane policzki, powoli odwróciłam głowę w kierunku drzwi. Niestety moje obawy okazały się słuszne. 
- Wynoś się stąd. - jak zawsze starałam się ukryć swoje przerażenie. 
- Nie udawaj takiej silnej, dobrze wiem, że w środku jesteś krucha jak szkło. Udawanie w niczym Ci nie pomoże. 
- A co Ty do cholery o mnie możesz wiedzieć?! - uniosłam wzrok, by na niego spojrzeć. 
- Czy tego chcesz czy nie jestem Twoim ojcem i wiem takie rzeczy. - parskłam śmiechem w jego kierunku. 
- Ty siebie nazywasz ojcem? Rok nie obchodziło Cię co się ze mną dzieje, a teraz jakby nigdy nic przychodzisz tutaj i prawisz mi morały?
- Jutro żenię się z Twoją ciotką i Twoim obowiązkiem jest bycie na ceremonii. 
- Co? - nigdy nie spodziewałabym się tego, co właśnie usłyszałam. Jak on może? Jakim on jest potworem żeniąc się z siostrą mojej mamy?  - Jesteś śmieciem, pierdolonym dupkiem! Jak możesz robić to mamie? 
- Chciałem załatwić to na spokojnie, ale jak widzę z Tobą tak się nie da. Jesteś taka sama jak Twoja matka. Mówiąc szczerzę, nie zależy mi na Twojej obecności, ale rodzina bardzo chce Cię zobaczyć. Wiem, że nie łatwo będzie Cię do tego przekonać więc słuchaj uważnie mojej propozycji. Przyjedziesz na ślub, będziesz udawać przykładną, kochającą córeczkę. Później możesz wyjechać, możesz zrobić co zechcesz, bo w sumie mnie to nie obchodzi, a ja Ci dam na zawsze spokój. Będziesz mogła nawet zapomnieć, że masz ojca. Oczywiście dostaniesz w zamian trochę pieniędzy. Jeśli tego nie zrobisz to uwierz, że nie dam Ci spokoju, doprowadzę do tego, że będziesz leżeć koło swojej matki. - ostatnie słowa z nienawiścią wysyczał przez zaciśnięte zęby. Patrząc na mnie z pogardą w oczach. 
- Doprowadź się do porządku i widzę Cie o 15 w domu i radzę Ci być. - po raz ostatni spojrzał w moim kierunku i wyszedł, trzaskając drzwiami. 
       Wzięłam wolne, nie było sensu bym dalej siedziała w pracy. Zuza zauważyła, że coś jest nie tak i kazała mi iść do domu. W takim stanie nie było by tam ze mnie żadnego pożytku. To miło z jej strony. W głowie wciąż mam echo słów, które usłyszałam od ojca. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego małżeństwa. Jak ciotka może wychodzić za takiego śmiecia. Czy ona nie widzi jaki z niego pijak i damski bokser? Pewnie kwestia czasu zanim ją też uderzy. Tak jak robił z mamą czy mną. A co na to rodzina? Akceptują ich czyn? Jakie to wszystko jest popiepszone, całe życie takie jest. Na początku nawet nie dopuszczałam do siebie tej myśli, żeby pojawić się na tym ich ślubie, ale z drugiej strony dawno nie odwiedzałam grobu mamy. Potrzebuje tam pojechać, usiąść na ławce przy jej grobie, zapalić znicz i położyć na płycie jej ulubione kwiaty. A przede wszystkim potrzebuje porozmawiać z nią, chociażby do jej portretu na nagrobku, na którym tak pięknie się uśmiecha. Podczas impulsu chwili zdecydowałam, że tam pojadę. Może narobię sobie tym kolejnych kłopotów, ale czuję, że muszę tam pojechać. Kilka minut zajęło mi spakowanie kilku najpotrzebniejszych rzeczy i byłam gotowa na kilkugodzinną podróż, na walkę z przeszłością i wspomnieniami, które przez cały czas mi towarzyszą. Może w ten sposób w jakimś stopniu uwolnię się od ojca, widząc go prawdopodobnie po raz ostatni. Brzmi nieźle. Kto by pomyślał, że przystanę na jego propozycje. 
Opuszczając mieszkanie wpadłam na Szymona. Nie tylko nie teraz - westchnęłam w duchu. 
- Wyjeżdżasz ? - spojrzał na małą walizkę leżącą koło mojej nogi. 
- Tak, jadę na kilka dni do domu, sprawy rodzinne. - podniosłam torbę i chciałam go wyminąć, lecz zatrzymał mnie, biorąc w ramiona. 
- Chciałaś wyjechać bez pożegnania? 
- Szymon, to tylko kilka dni, nie rozmawialiśmy dzisiaj więc nie miałam okazji Ci powiedzieć. - delikatnie chciałam opuścić jego uścisk, ale on nie dawał za wygraną. 
- To nie zmienia faktu, że mogłaś chociaż napisać głupiego sms'a z informacją. 
- Nie pomyślałam o tym wcześniej. Przepraszam, ale śpieszę się na pociąg. 
- Odwiozę Cię. 
- Poradzę sobie sama. spojrzał głęboko w moje oczy. Emituje ogromnym uczuciem, widzę jak bardzo się o mnie martwi, jak za wszelką cenę chce mi pomóc. Jak oczekuje ode mnie tego samego, lecz ja nie jestem w stanie mu tego dać. Nagle jego dłonie znalazły się na mojej szyi, po czym jedną delikatnie przesunął w górę, a drugą wplątał w włosy. Złożył na moich ustach subtelny pocałunek, na początku bardzo delikatnie jakby robił to po raz pierwszy, badał tym moją reakcje. Nasz pocałunek z czasem zaczął robić się coraz bardziej intensywny, namiętny i zachłanny. Poczułam jak moje plecy zetknęły się z ścianą klatki schodowej na której się znajdowaliśmy. Zarzuciłam ręce na jego ramiona, gdy on coraz mocniej napierał na mnie swoim ciałem. Jego dłonie zaciskały się na moich pośladkach, sprawiając tym, że nasze podniecenie coraz bardziej wzrastało. Z każdą sekundą pragnęliśmy więcej siebie, nasze ruchy stawały się coraz bardziej śmiałe. W tej grze ani na moment nie oderwaliśmy od siebie swoich ust. Cicho jęknęłam, gdy wziął mnie na ręce i wprowadził do jego mieszkania. Nim dotarliśmy do sypialni byłam już w samej bieliźnie, on zresztą też miał na sobie tylko spodnie. Nim się zorientowałam, poczułam go w sobie. Nie było już odwrotu, znów dałam ponieść się emocją i wylądowałam z nim w łóżku. A przecież obiecywałam sobie, że taka sytuacja już nigdy nie będzie mieć miejsca. On kocha mnie, ja nie kocham jego. A może właśnie na tym polega miłość? 
     Opuściłam mieszkanie chłopaka, gdy ten spał jak dziecko. Zostawiłam go samego, ale gdybym tego nie zrobiła nie dał by mi wyjechać samej. Zostawiłam mu kartkę, po moim powrocie będziemy musieli poważnie porozmawiać o naszej relacji. Mamy sobie sporo do wyjaśnienia. Na dworcu kupiłam bilet na kolejny pociąg, z obliczeń wynika że spóźnię się na ślub. No nic trudno się mówi. 
Podróż dość szybko mi minęła z racji tego, że większość czasu przespałam. Wysiadając na peronie w swoim rodzinnym mieście poczułam dziwne uczucie w sercu. o tutaj się wychowałam, to tutaj chodziłam do szkoły i poznałam Mateusza. Ciekawe czy jeszcze tutaj mieszka? Odpędzając pośpiesznie myśli, które skupiały się wokół jego osoby, ruszyłam w stronę cmentarza. Spędziłam tam dobre dwie godziny, byłabym dłużej ale i tak już byłam spóźniona, więc skierowałam się w stronę urzędu, w którym miał się odbyć ślub. Z daleka spostrzegłam ojca wraz z całą rodziną. Stanęłam z dala od wszystkich, kilka osób do mnie podeszło, ciepło się witając. Ojciec tylko spojrzał z pustym wzrokiem w moim kierunku i zniknął, gdzieś w budynku. Stałam na zewnątrz, odwaga nie pozwoliła mi wejść do środka. To było by już za wiele, nie wytrzymałabym tego widoku. Nim cały ślub się zakończył, mnie już tam nie było. Stałam tam cała zapłakana, nie mogłam wytrzymać do końca. Wszyscy cieszą się z niby przemiany ojca, są wdzięczni ciotce, że wyciągnęła go z alkoholizmu. Popierają ich wybór. Tylko ja widzę w tym coś niedorzecznego. W takim razie nie mamy nawet o czym rozmawiać. Tylko ja wiem jaki jest, bo to ja znosiłam jego napady agresji, to ja pawie zostałam przez niego zgwałcona, to on jest winny śmierci mamy i tego mu nigdy nie wybaczę. Pomysł przyjazdu tutaj był niedorzeczny. Nie potrzebnie uległam groźbą ojca. W głębi serca chyba myślałam, że to może jakiś głupi żart i ślub tak naprawdę się nie odbędzie. Lecz jak zawsze się myliłam. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, spacerowałam po swoim rodzinnym mieście, nawet nie wiem kiedy nogi zaniosły mnie pod mieszkanie Mateusza. Stałam na przeciwko jego okna, czekałam sama nie wiem na co. Odchodząc z daleka spojrzałam ostatni raz w stronę jego domu. Dostrzegłam jak z drzwi wychodzi jakaś młoda para. Od razu poznałam Mateusza. Tak to był on, wraz z jakąś blond pięknością. Trzymali się za ręce i wyglądali na bardzo szczęśliwych. Chłopak otworzył przed nią drzwi do samochodu, po czym pocałował. Na ten widok poczułam straszliwe ukłucie w sercu, a łzy momentalnie ograniczyły mi pole widzenia. Jest szczęśliwy beze mnie, ułożył sobie życie na nowo. Beze mnie. Przecież tego chciałam, chciałam by zaczął żyć jakbym nigdy nie istniała w jego życiu. Poradził sobie, a ja dalej tkwię w tym gównie, nie umiejąc nikogo innego pokochać. 
Stwierdziłam, że nie ma sensu dalej przebywać w tym mieście, za dużo rozczarowań jednego dnia. Jeszcze dzisiaj wracam do swojego mieszkania, do Szymona. Kilka godzin czekałam na dworcu, na przyjazd mojego środka transportu. Przed oczyma wciąż miałam widok Mateusza. Boże jak ja za nim tęsknie. Teraz wiem, że muszę o nim zapomnieć tak jak on zapomniał o mnie. Ale czy jestem w stanie tego dokonać? Na peronie rozległ się dźwięk oznajmujący, że mój pociąg właśnie przyjechał i mam udać się w jego stronę. Zabrałam więc swoją torbę i wolnym krokiem zbliżałam się do wyznaczonego miejsca. W oddali usłyszałam krzyk, który stawał się coraz bardziej wyraźny .
Amanda! - ktoś krzyczał moje imię...

sobota, 3 stycznia 2015

Dwadzieścia jeden

Żaden dźwięk nie dochodził do moich uszu. Czułam się jak w jakimś transie, jakbym straciła wszystkie zmysły, które posiada człowiek. W tym momencie jedyne czego pragnę to zapaść się pod ziemię. Zniknąć z tego miejsca i już nigdy nie wrócić.  Wymazać wszystko, by każdy zapomniał o moim istnieniu.  By zapomnieli, że kiedykolwiek na ich drodze stanął taki wrak człowieka jakim się stałam. Nie wiem ile czasu minęło zanim dotarły do mnie krzyki Mateusza.  Lecz wiem, że już nigdy nie będę w stanie spojrzeć mu w oczy. Nie po tym co zrobiłam. Nie po tym jak bez skrupułów poszłam z Gonzem do łóżka. Moim jedynym celem teraz było, by rozwiązać Mata. Z drżącymi dłońmi próbowałam rozwiązać supeł spleciony na jego nadgarstkach. Chwila minęła zanim udało mi się uporać z grubym sznurem. Tyle pamiętam, jedyne co widziałam po tym to ciemność, przeraźliwa ciemność, która wciągała mnie do środka. Nie czułam już nic, zemdlałam.

Rok później. 


Przekręcam klucz i wchodzę do pustego mieszkania, rzucam torbę z zakupami na blat stołu. Nie rozpakowuje ich tylko wyciągam z szarej torby butelkę czerwonego wina, zabieram jeszcze kieliszek. Usiadłam na parapecie w moim pokoju. Zaśmiałam się na myśl, że jeszcze rok temu zamiast lampki czerwonego wina w mojej dłoni znajdowałaby się butelka czystej. Zmieniłam się, wydoroślałam? Sama nie wiem, nadal jestem kruchą dziewczyną, która pod grubą maską udaje, że wszystko jest w porządku. Że wspomnienia przeszłości są dla niej oddzielone grubą kreską od teraźniejszości. Lecz właśnie takiego wieczoru jak dzisiaj, nie jestem w stanie udawać, że wszystko jest w jak najlepszym stanie. Nie można zapomnieć pewnych wydarzeń. Niektóre z nich zostają w naszym sercu już na zawsze, jedynie może przykryć je na moment cienka warstwa śniegu, która w raz z wschodzącym słońcem odkrywa wszystko na zewnątrz. Sprawiając, że wszystkie złe chwile wracają do nas jak bumerang, tylko że w zdwojoną siłą. Jeśli kogoś kochasz to zrobisz dla niego wszystko prawda? Kiedyś... dokładnie rok temu przeżyłam największą miłość jaką mogłam sobie tylko wymarzyć. Nie miała ona jednak szczęśliwego zakończenia. Odeszłam, uciekłam od niego nie dając nawet znaku życia. Zostawiłam go w najtrudniejszym dla niego momencie. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, lecz musiałam to zrobić. Nie było dla nas już przyszłości, nie po tym jak zdradziłam go z jego prześladowcą. Zraniłam go i nigdy sobie tego nie wybaczę, nie wybaczę sobie tego, że pojawiłam się w jego życiu i tak w nim namieszałam. Nigdy na niego nie zasługiwałam, nie zasługiwałam na jego miłość. Bo jak można pokochać kogoś takiego jak ja. Teraz płacę za to najgorszą karę. Poczucie winy i tęsknota za nim towarzyszy mi każdego dnia. Każdego cholernego dnia tęsknię za nim jeszcze bardziej. Brakuje mi jego wzroku, którym obdarzał tylko mnie, jego ust z których wydobywały się wszystkie słowa, którymi mnie obdarzał i pocałunki, które tak słodko składał na moim ciele. Brakuje mi każdej spędzonej z nim chwili. Prawda jest okrutna, na własne życzenie straciłam jego miłość. 
- Amelia, co Ty znowu wyprawiasz? - chłopak wszedł do pomieszczenia, chwytając za już prawię pustą butelkę i wylał zawartość na balkon. 
- A ja chyba powtarzałam, że masz już więcej tutaj nie przychodzić. 
- Obiecałaś mi, że przestaniesz pić i palić. Nie rozumiesz, że to Cię niszczy ? - podniósł głos.
- A nie przyszło Ci do głowy, że ja chcę to robić? Szymon ja nie potrafię inaczej, odejdź zanim Ciebie też zniszczę. - tym razem to ja podniosłam głos, nie chciałam jego obecności, nie teraz. 
- Nie zostawię Cię, przecież wiesz, że Cię... - nie pozwoliłam mu skończyć tego co chciał powiedzieć, dobrze wiem co ma na myśli. Nie chce słuchać tego po raz kolejny. 
- Ja... ja nie mogę powiedzieć Ci tego samego. - schowałam twarz w dłoniach, zanosząc się przeraźliwym płaczem. 
- Poczekam tyle ile będzie trzeba. No już nie płacz, cii - przytulił mnie, pozwalając abym schowała się między jego ramiona. 
- Wyjdź stąd, proszę. 
- Nie ma mowy, nie zostawię Cię w takim stanie. - podniósł mój podbródek, sprawiając tym, że spojrzałam na niego zapłakanym wzrokiem. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Szymek zaczął pomniejszać odległość, która dzieliła od siebie nasze twarze. Cholera znów wykorzystał moment. Dobrze wie, że nie jestem mu teraz w stanie odmówić. Rozumie, że w takich momentach potrzebuje bliskości jak nigdy. Tylko wtedy jestem w stanie iść z nim do łóżka. On wykorzystuje mnie, a ja jego. Taki mamy układ, albo tylko mi się tak wydaje. To wszystko zaszło za daleko, zakochał się we mnie, a obiecał że tego nie zrobi. Nie dotrzymał słowa, wiem że go tym ranie, ale jasno dałam mu znać, że z mojej strony nie może liczyć na żadne uczucie. 
- Tworzylibyśmy idealną parę, gdybyś tylko dała mi szansę. - zaczął, gdy było już po wszystkim, a on bawił się moimi włosami. 
- Nic o mnie nie wiesz, ja nie potrafię kochać. 
- To może w końcu opowiesz mi o Twojej przeszłości? - Znów próbuje dowiedzieć się tego, o kim nikt poza mną nie wie. Nie jestem w stanie komukolwiek opowiadać o tym co mnie spotkało. Nie potrafię tego zrobić, nie chcę. Tutaj zaczęłam nowe życie, zdala od wydarzeń które chciałabym wymazać z pamięci. Wynajęłam mieszkanie, znalazłam pracę w pobliskiej kawiarni. Jestem tam kelnerką, nie zarabiam dużo. Starcza mi na wszystkie opłaty i jakoś daję rade z miesiąca na miesiąc. Szymona poznałam 3 miesiące temu, wprowadził się do kamienicy obok. Wpadliśmy na siebie na osiedlu, w ramach przeprosin zaprosił mnie na kawę i tak zaczęliśmy rozmawiać. W czasie nasze spotkania doprowadziły nas do łóżka i tak zaczęliśmy ze sobą sypiać. Zbliżyliśmy się do siebie, lecz nie na tyle by mu stu procentowo zaufać. Nigdy nie zwierzałam mu się z tego co było, mimo że niejednokrotnie próbował się tego dowiedzieć. A w końcu wyznał, że mnie kocha. Jego wyznanie totalnie zbiło mnie z tropu, chciałam to wszystko zakończyć, lecz on nie daje za wygraną. Ciągle o mnie walczy. Ja nie jestem w stanie go pokochać i zapewne już nigdy tego nie zrobię. 
- To jest dla mnie zbyt trudne. 
- Dobrze rozumiem, mam nadzieję, że w końcu przyjdzie taki dzień, kiedy uznasz że możesz mi opowiedzieć o tym co przez tak długi czas Cię męczy. - pocałował mnie w czubek głowy, po czym odpłynęłam. 
Rano chłodno pożegnałam chłopaka i zaczęłam przygotowywać się do pracy. Przejrzałam się w lustrze, w sumie w moim wyglądzie nie zaszły duże zmiany. Dalej jestem przeraźliwie chuda, bardzo chciałabym przybrać trochę na wadze, lecz na chęciach się kończy. Blada cera i włosy równie długie i brązowe jak kiedyś, to chyba jedyne co w sobie lubię, Długie kosmyki, które sięgają prawie, że po pupę. Tylko o nie potrafię wystarczająco dbać. O 10 zaczynam swoją zmianę w kawiarni, lubię tą pracę. Dzięki niej stałam się niezależna. Mamy tutaj najlepszą kawę w mieście, w godzinach szczytu jest tutaj naprawdę ogromny ruch. Wzrokiem skierowanym w ladę, właśnie miałam obsłużyć następnego klienta z kolejki. 
- Dzień dobry, co dla pan.... - Podniosłam wzrok na mężczyznę i zamarłam. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę, to niemożliwe. 


Nie potrafię już pisać. Co o tym myślicie?