niedziela, 1 lutego 2015

Dwadzieścia dwa

- Dzień dobry, co dla pan...a ? - momentalnie filiżanka, którą trzymałam w dłoni wypadła, roztrzaskując się na podłodze. A oczy zaczęły wypełniać się łzami.
- Dzień dobry kochana córeczko. Miło znów Cię zobaczyć - Nie widziałam go prawię rok, co on tutaj do cholery robi? Przyszedł mnie odwiedzić? Żałosne... Stałam bez ruchu nie wiedząc co dalej zrobić. Czułam jak jego wzrok przeszywa mnie na wylot. 
- Amelia, co Ty robisz? Dobrze się czujesz? Idź na zaplecze ja to posprzątam. - Usłyszałam, głos koleżanki z pracy - Zuzy, która popchnęła mnie w stronę drzwi, po czym zaczęła zbierać potłuczone kawałki porcelany. W duchu dziękowałam jej za to co zrobiła. Gdyby nie ona, pewnie dalej stałabym tam tępo wpatrując się w mojego ojca. 
Gdy tylko znalazłam się za drzwiami z moich oczu zaczął wylewać się potok słonych łez. Oparłam się o ścianę, zakrywając twarz dłońmi. Dlaczego właśnie teraz musiał się tu pojawić. Było mi bez niego dobrze, śmiało można nawet stwierdzić, że szczerzę go nienawidzę. Brzydzę się go jako człowieka, a co dopiero jako mojego ojca. Po chwili zorientowałam się, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze. Starając się wytrzeć zapłakane policzki, powoli odwróciłam głowę w kierunku drzwi. Niestety moje obawy okazały się słuszne. 
- Wynoś się stąd. - jak zawsze starałam się ukryć swoje przerażenie. 
- Nie udawaj takiej silnej, dobrze wiem, że w środku jesteś krucha jak szkło. Udawanie w niczym Ci nie pomoże. 
- A co Ty do cholery o mnie możesz wiedzieć?! - uniosłam wzrok, by na niego spojrzeć. 
- Czy tego chcesz czy nie jestem Twoim ojcem i wiem takie rzeczy. - parskłam śmiechem w jego kierunku. 
- Ty siebie nazywasz ojcem? Rok nie obchodziło Cię co się ze mną dzieje, a teraz jakby nigdy nic przychodzisz tutaj i prawisz mi morały?
- Jutro żenię się z Twoją ciotką i Twoim obowiązkiem jest bycie na ceremonii. 
- Co? - nigdy nie spodziewałabym się tego, co właśnie usłyszałam. Jak on może? Jakim on jest potworem żeniąc się z siostrą mojej mamy?  - Jesteś śmieciem, pierdolonym dupkiem! Jak możesz robić to mamie? 
- Chciałem załatwić to na spokojnie, ale jak widzę z Tobą tak się nie da. Jesteś taka sama jak Twoja matka. Mówiąc szczerzę, nie zależy mi na Twojej obecności, ale rodzina bardzo chce Cię zobaczyć. Wiem, że nie łatwo będzie Cię do tego przekonać więc słuchaj uważnie mojej propozycji. Przyjedziesz na ślub, będziesz udawać przykładną, kochającą córeczkę. Później możesz wyjechać, możesz zrobić co zechcesz, bo w sumie mnie to nie obchodzi, a ja Ci dam na zawsze spokój. Będziesz mogła nawet zapomnieć, że masz ojca. Oczywiście dostaniesz w zamian trochę pieniędzy. Jeśli tego nie zrobisz to uwierz, że nie dam Ci spokoju, doprowadzę do tego, że będziesz leżeć koło swojej matki. - ostatnie słowa z nienawiścią wysyczał przez zaciśnięte zęby. Patrząc na mnie z pogardą w oczach. 
- Doprowadź się do porządku i widzę Cie o 15 w domu i radzę Ci być. - po raz ostatni spojrzał w moim kierunku i wyszedł, trzaskając drzwiami. 
       Wzięłam wolne, nie było sensu bym dalej siedziała w pracy. Zuza zauważyła, że coś jest nie tak i kazała mi iść do domu. W takim stanie nie było by tam ze mnie żadnego pożytku. To miło z jej strony. W głowie wciąż mam echo słów, które usłyszałam od ojca. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego małżeństwa. Jak ciotka może wychodzić za takiego śmiecia. Czy ona nie widzi jaki z niego pijak i damski bokser? Pewnie kwestia czasu zanim ją też uderzy. Tak jak robił z mamą czy mną. A co na to rodzina? Akceptują ich czyn? Jakie to wszystko jest popiepszone, całe życie takie jest. Na początku nawet nie dopuszczałam do siebie tej myśli, żeby pojawić się na tym ich ślubie, ale z drugiej strony dawno nie odwiedzałam grobu mamy. Potrzebuje tam pojechać, usiąść na ławce przy jej grobie, zapalić znicz i położyć na płycie jej ulubione kwiaty. A przede wszystkim potrzebuje porozmawiać z nią, chociażby do jej portretu na nagrobku, na którym tak pięknie się uśmiecha. Podczas impulsu chwili zdecydowałam, że tam pojadę. Może narobię sobie tym kolejnych kłopotów, ale czuję, że muszę tam pojechać. Kilka minut zajęło mi spakowanie kilku najpotrzebniejszych rzeczy i byłam gotowa na kilkugodzinną podróż, na walkę z przeszłością i wspomnieniami, które przez cały czas mi towarzyszą. Może w ten sposób w jakimś stopniu uwolnię się od ojca, widząc go prawdopodobnie po raz ostatni. Brzmi nieźle. Kto by pomyślał, że przystanę na jego propozycje. 
Opuszczając mieszkanie wpadłam na Szymona. Nie tylko nie teraz - westchnęłam w duchu. 
- Wyjeżdżasz ? - spojrzał na małą walizkę leżącą koło mojej nogi. 
- Tak, jadę na kilka dni do domu, sprawy rodzinne. - podniosłam torbę i chciałam go wyminąć, lecz zatrzymał mnie, biorąc w ramiona. 
- Chciałaś wyjechać bez pożegnania? 
- Szymon, to tylko kilka dni, nie rozmawialiśmy dzisiaj więc nie miałam okazji Ci powiedzieć. - delikatnie chciałam opuścić jego uścisk, ale on nie dawał za wygraną. 
- To nie zmienia faktu, że mogłaś chociaż napisać głupiego sms'a z informacją. 
- Nie pomyślałam o tym wcześniej. Przepraszam, ale śpieszę się na pociąg. 
- Odwiozę Cię. 
- Poradzę sobie sama. spojrzał głęboko w moje oczy. Emituje ogromnym uczuciem, widzę jak bardzo się o mnie martwi, jak za wszelką cenę chce mi pomóc. Jak oczekuje ode mnie tego samego, lecz ja nie jestem w stanie mu tego dać. Nagle jego dłonie znalazły się na mojej szyi, po czym jedną delikatnie przesunął w górę, a drugą wplątał w włosy. Złożył na moich ustach subtelny pocałunek, na początku bardzo delikatnie jakby robił to po raz pierwszy, badał tym moją reakcje. Nasz pocałunek z czasem zaczął robić się coraz bardziej intensywny, namiętny i zachłanny. Poczułam jak moje plecy zetknęły się z ścianą klatki schodowej na której się znajdowaliśmy. Zarzuciłam ręce na jego ramiona, gdy on coraz mocniej napierał na mnie swoim ciałem. Jego dłonie zaciskały się na moich pośladkach, sprawiając tym, że nasze podniecenie coraz bardziej wzrastało. Z każdą sekundą pragnęliśmy więcej siebie, nasze ruchy stawały się coraz bardziej śmiałe. W tej grze ani na moment nie oderwaliśmy od siebie swoich ust. Cicho jęknęłam, gdy wziął mnie na ręce i wprowadził do jego mieszkania. Nim dotarliśmy do sypialni byłam już w samej bieliźnie, on zresztą też miał na sobie tylko spodnie. Nim się zorientowałam, poczułam go w sobie. Nie było już odwrotu, znów dałam ponieść się emocją i wylądowałam z nim w łóżku. A przecież obiecywałam sobie, że taka sytuacja już nigdy nie będzie mieć miejsca. On kocha mnie, ja nie kocham jego. A może właśnie na tym polega miłość? 
     Opuściłam mieszkanie chłopaka, gdy ten spał jak dziecko. Zostawiłam go samego, ale gdybym tego nie zrobiła nie dał by mi wyjechać samej. Zostawiłam mu kartkę, po moim powrocie będziemy musieli poważnie porozmawiać o naszej relacji. Mamy sobie sporo do wyjaśnienia. Na dworcu kupiłam bilet na kolejny pociąg, z obliczeń wynika że spóźnię się na ślub. No nic trudno się mówi. 
Podróż dość szybko mi minęła z racji tego, że większość czasu przespałam. Wysiadając na peronie w swoim rodzinnym mieście poczułam dziwne uczucie w sercu. o tutaj się wychowałam, to tutaj chodziłam do szkoły i poznałam Mateusza. Ciekawe czy jeszcze tutaj mieszka? Odpędzając pośpiesznie myśli, które skupiały się wokół jego osoby, ruszyłam w stronę cmentarza. Spędziłam tam dobre dwie godziny, byłabym dłużej ale i tak już byłam spóźniona, więc skierowałam się w stronę urzędu, w którym miał się odbyć ślub. Z daleka spostrzegłam ojca wraz z całą rodziną. Stanęłam z dala od wszystkich, kilka osób do mnie podeszło, ciepło się witając. Ojciec tylko spojrzał z pustym wzrokiem w moim kierunku i zniknął, gdzieś w budynku. Stałam na zewnątrz, odwaga nie pozwoliła mi wejść do środka. To było by już za wiele, nie wytrzymałabym tego widoku. Nim cały ślub się zakończył, mnie już tam nie było. Stałam tam cała zapłakana, nie mogłam wytrzymać do końca. Wszyscy cieszą się z niby przemiany ojca, są wdzięczni ciotce, że wyciągnęła go z alkoholizmu. Popierają ich wybór. Tylko ja widzę w tym coś niedorzecznego. W takim razie nie mamy nawet o czym rozmawiać. Tylko ja wiem jaki jest, bo to ja znosiłam jego napady agresji, to ja pawie zostałam przez niego zgwałcona, to on jest winny śmierci mamy i tego mu nigdy nie wybaczę. Pomysł przyjazdu tutaj był niedorzeczny. Nie potrzebnie uległam groźbą ojca. W głębi serca chyba myślałam, że to może jakiś głupi żart i ślub tak naprawdę się nie odbędzie. Lecz jak zawsze się myliłam. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, spacerowałam po swoim rodzinnym mieście, nawet nie wiem kiedy nogi zaniosły mnie pod mieszkanie Mateusza. Stałam na przeciwko jego okna, czekałam sama nie wiem na co. Odchodząc z daleka spojrzałam ostatni raz w stronę jego domu. Dostrzegłam jak z drzwi wychodzi jakaś młoda para. Od razu poznałam Mateusza. Tak to był on, wraz z jakąś blond pięknością. Trzymali się za ręce i wyglądali na bardzo szczęśliwych. Chłopak otworzył przed nią drzwi do samochodu, po czym pocałował. Na ten widok poczułam straszliwe ukłucie w sercu, a łzy momentalnie ograniczyły mi pole widzenia. Jest szczęśliwy beze mnie, ułożył sobie życie na nowo. Beze mnie. Przecież tego chciałam, chciałam by zaczął żyć jakbym nigdy nie istniała w jego życiu. Poradził sobie, a ja dalej tkwię w tym gównie, nie umiejąc nikogo innego pokochać. 
Stwierdziłam, że nie ma sensu dalej przebywać w tym mieście, za dużo rozczarowań jednego dnia. Jeszcze dzisiaj wracam do swojego mieszkania, do Szymona. Kilka godzin czekałam na dworcu, na przyjazd mojego środka transportu. Przed oczyma wciąż miałam widok Mateusza. Boże jak ja za nim tęsknie. Teraz wiem, że muszę o nim zapomnieć tak jak on zapomniał o mnie. Ale czy jestem w stanie tego dokonać? Na peronie rozległ się dźwięk oznajmujący, że mój pociąg właśnie przyjechał i mam udać się w jego stronę. Zabrałam więc swoją torbę i wolnym krokiem zbliżałam się do wyznaczonego miejsca. W oddali usłyszałam krzyk, który stawał się coraz bardziej wyraźny .
Amanda! - ktoś krzyczał moje imię...

sobota, 3 stycznia 2015

Dwadzieścia jeden

Żaden dźwięk nie dochodził do moich uszu. Czułam się jak w jakimś transie, jakbym straciła wszystkie zmysły, które posiada człowiek. W tym momencie jedyne czego pragnę to zapaść się pod ziemię. Zniknąć z tego miejsca i już nigdy nie wrócić.  Wymazać wszystko, by każdy zapomniał o moim istnieniu.  By zapomnieli, że kiedykolwiek na ich drodze stanął taki wrak człowieka jakim się stałam. Nie wiem ile czasu minęło zanim dotarły do mnie krzyki Mateusza.  Lecz wiem, że już nigdy nie będę w stanie spojrzeć mu w oczy. Nie po tym co zrobiłam. Nie po tym jak bez skrupułów poszłam z Gonzem do łóżka. Moim jedynym celem teraz było, by rozwiązać Mata. Z drżącymi dłońmi próbowałam rozwiązać supeł spleciony na jego nadgarstkach. Chwila minęła zanim udało mi się uporać z grubym sznurem. Tyle pamiętam, jedyne co widziałam po tym to ciemność, przeraźliwa ciemność, która wciągała mnie do środka. Nie czułam już nic, zemdlałam.

Rok później. 


Przekręcam klucz i wchodzę do pustego mieszkania, rzucam torbę z zakupami na blat stołu. Nie rozpakowuje ich tylko wyciągam z szarej torby butelkę czerwonego wina, zabieram jeszcze kieliszek. Usiadłam na parapecie w moim pokoju. Zaśmiałam się na myśl, że jeszcze rok temu zamiast lampki czerwonego wina w mojej dłoni znajdowałaby się butelka czystej. Zmieniłam się, wydoroślałam? Sama nie wiem, nadal jestem kruchą dziewczyną, która pod grubą maską udaje, że wszystko jest w porządku. Że wspomnienia przeszłości są dla niej oddzielone grubą kreską od teraźniejszości. Lecz właśnie takiego wieczoru jak dzisiaj, nie jestem w stanie udawać, że wszystko jest w jak najlepszym stanie. Nie można zapomnieć pewnych wydarzeń. Niektóre z nich zostają w naszym sercu już na zawsze, jedynie może przykryć je na moment cienka warstwa śniegu, która w raz z wschodzącym słońcem odkrywa wszystko na zewnątrz. Sprawiając, że wszystkie złe chwile wracają do nas jak bumerang, tylko że w zdwojoną siłą. Jeśli kogoś kochasz to zrobisz dla niego wszystko prawda? Kiedyś... dokładnie rok temu przeżyłam największą miłość jaką mogłam sobie tylko wymarzyć. Nie miała ona jednak szczęśliwego zakończenia. Odeszłam, uciekłam od niego nie dając nawet znaku życia. Zostawiłam go w najtrudniejszym dla niego momencie. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, lecz musiałam to zrobić. Nie było dla nas już przyszłości, nie po tym jak zdradziłam go z jego prześladowcą. Zraniłam go i nigdy sobie tego nie wybaczę, nie wybaczę sobie tego, że pojawiłam się w jego życiu i tak w nim namieszałam. Nigdy na niego nie zasługiwałam, nie zasługiwałam na jego miłość. Bo jak można pokochać kogoś takiego jak ja. Teraz płacę za to najgorszą karę. Poczucie winy i tęsknota za nim towarzyszy mi każdego dnia. Każdego cholernego dnia tęsknię za nim jeszcze bardziej. Brakuje mi jego wzroku, którym obdarzał tylko mnie, jego ust z których wydobywały się wszystkie słowa, którymi mnie obdarzał i pocałunki, które tak słodko składał na moim ciele. Brakuje mi każdej spędzonej z nim chwili. Prawda jest okrutna, na własne życzenie straciłam jego miłość. 
- Amelia, co Ty znowu wyprawiasz? - chłopak wszedł do pomieszczenia, chwytając za już prawię pustą butelkę i wylał zawartość na balkon. 
- A ja chyba powtarzałam, że masz już więcej tutaj nie przychodzić. 
- Obiecałaś mi, że przestaniesz pić i palić. Nie rozumiesz, że to Cię niszczy ? - podniósł głos.
- A nie przyszło Ci do głowy, że ja chcę to robić? Szymon ja nie potrafię inaczej, odejdź zanim Ciebie też zniszczę. - tym razem to ja podniosłam głos, nie chciałam jego obecności, nie teraz. 
- Nie zostawię Cię, przecież wiesz, że Cię... - nie pozwoliłam mu skończyć tego co chciał powiedzieć, dobrze wiem co ma na myśli. Nie chce słuchać tego po raz kolejny. 
- Ja... ja nie mogę powiedzieć Ci tego samego. - schowałam twarz w dłoniach, zanosząc się przeraźliwym płaczem. 
- Poczekam tyle ile będzie trzeba. No już nie płacz, cii - przytulił mnie, pozwalając abym schowała się między jego ramiona. 
- Wyjdź stąd, proszę. 
- Nie ma mowy, nie zostawię Cię w takim stanie. - podniósł mój podbródek, sprawiając tym, że spojrzałam na niego zapłakanym wzrokiem. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Szymek zaczął pomniejszać odległość, która dzieliła od siebie nasze twarze. Cholera znów wykorzystał moment. Dobrze wie, że nie jestem mu teraz w stanie odmówić. Rozumie, że w takich momentach potrzebuje bliskości jak nigdy. Tylko wtedy jestem w stanie iść z nim do łóżka. On wykorzystuje mnie, a ja jego. Taki mamy układ, albo tylko mi się tak wydaje. To wszystko zaszło za daleko, zakochał się we mnie, a obiecał że tego nie zrobi. Nie dotrzymał słowa, wiem że go tym ranie, ale jasno dałam mu znać, że z mojej strony nie może liczyć na żadne uczucie. 
- Tworzylibyśmy idealną parę, gdybyś tylko dała mi szansę. - zaczął, gdy było już po wszystkim, a on bawił się moimi włosami. 
- Nic o mnie nie wiesz, ja nie potrafię kochać. 
- To może w końcu opowiesz mi o Twojej przeszłości? - Znów próbuje dowiedzieć się tego, o kim nikt poza mną nie wie. Nie jestem w stanie komukolwiek opowiadać o tym co mnie spotkało. Nie potrafię tego zrobić, nie chcę. Tutaj zaczęłam nowe życie, zdala od wydarzeń które chciałabym wymazać z pamięci. Wynajęłam mieszkanie, znalazłam pracę w pobliskiej kawiarni. Jestem tam kelnerką, nie zarabiam dużo. Starcza mi na wszystkie opłaty i jakoś daję rade z miesiąca na miesiąc. Szymona poznałam 3 miesiące temu, wprowadził się do kamienicy obok. Wpadliśmy na siebie na osiedlu, w ramach przeprosin zaprosił mnie na kawę i tak zaczęliśmy rozmawiać. W czasie nasze spotkania doprowadziły nas do łóżka i tak zaczęliśmy ze sobą sypiać. Zbliżyliśmy się do siebie, lecz nie na tyle by mu stu procentowo zaufać. Nigdy nie zwierzałam mu się z tego co było, mimo że niejednokrotnie próbował się tego dowiedzieć. A w końcu wyznał, że mnie kocha. Jego wyznanie totalnie zbiło mnie z tropu, chciałam to wszystko zakończyć, lecz on nie daje za wygraną. Ciągle o mnie walczy. Ja nie jestem w stanie go pokochać i zapewne już nigdy tego nie zrobię. 
- To jest dla mnie zbyt trudne. 
- Dobrze rozumiem, mam nadzieję, że w końcu przyjdzie taki dzień, kiedy uznasz że możesz mi opowiedzieć o tym co przez tak długi czas Cię męczy. - pocałował mnie w czubek głowy, po czym odpłynęłam. 
Rano chłodno pożegnałam chłopaka i zaczęłam przygotowywać się do pracy. Przejrzałam się w lustrze, w sumie w moim wyglądzie nie zaszły duże zmiany. Dalej jestem przeraźliwie chuda, bardzo chciałabym przybrać trochę na wadze, lecz na chęciach się kończy. Blada cera i włosy równie długie i brązowe jak kiedyś, to chyba jedyne co w sobie lubię, Długie kosmyki, które sięgają prawie, że po pupę. Tylko o nie potrafię wystarczająco dbać. O 10 zaczynam swoją zmianę w kawiarni, lubię tą pracę. Dzięki niej stałam się niezależna. Mamy tutaj najlepszą kawę w mieście, w godzinach szczytu jest tutaj naprawdę ogromny ruch. Wzrokiem skierowanym w ladę, właśnie miałam obsłużyć następnego klienta z kolejki. 
- Dzień dobry, co dla pan.... - Podniosłam wzrok na mężczyznę i zamarłam. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę, to niemożliwe. 


Nie potrafię już pisać. Co o tym myślicie? 

piątek, 26 grudnia 2014

Powrót ?

Kochani, bardzo chciałam was przeprosić za nieobecność na blogu, kilka spraw sprawiło, że nie mogłam tutaj pisać. Zdaję sobie z tego sprawę, że zawiodłam wielu z was - moich czytelników, że bez żadnego uprzedzenia po prostu przestałam pisać, nie kończąc historii.

Z racji tego, że postanowiłam tutaj wrócić, mam do was ogromne pytanie. Mianowicie, czy jest tutaj choć jedna osoba, która czytałaby dalsze losy bohaterów tego opowiadania? Czy po tak długiej nieobecności tutaj wszyscy już zapomnieli o jego istnieniu? Napiszcie w komentarzu czy jest ktoś kto   z powrotem śledziłby moje bazgroły? Jest to dla mnie ważne, bo jeśli nikt tu nie będzie zaglądał to po prostu nie będę publikować rozdziałów, zachowam je gdzieś dla siebie na dysku.
A może ktoś chciałby, żebym zaczęła jakieś nowe opowiadanie? Że nie ma sensu kończyć tego ? Hmm? Obiecuje jedno - a mianowicie jeśli pojawi się pod tym postem chociażby jeden komentarz, żebym wróciła. To wrócę ;)
Tyle z mojej strony i jeszcze raz bardzo was PRZEPRASZAM.

piątek, 28 marca 2014

Dwadzieścia

Cała zalana łzami wybiegłam z sypialni pośpiesznie zakładając na siebie ubranie. Nie zdążyłam nawet zbiec po schodach na dół, bo znalazłam się w uścisku Gonza, który widocznie wybiegł zaraz po mnie. Jego sprawność fizyczna znacznie przewyższała moją, więc nie miał problemu z dogonieniem mnie jeszcze na piętrze.
- Puść mnie! Zostaw mnie w spokoju! - krzyczałam jeszcze bardziej zanosząc się rozpaczliwym płaczem. 
- Bardzo szybko zmieniasz zdanie kochanie. I przyznam, że Twoje zachowanie zaczyna mnie już irytować. - wziął mnie na ręce prowadząc z powrotem do sypialni.
- A teraz powtórzymy tą świetną zabawę. - rzucił mnie na łóżko, przygniatając swoim ciałem i natarczywie próbował mnie całować i dotykać po całym ciele. Odpychałam go od siebie, do momentu aż w pomieszczeniu nie rozległ się dźwięk dzwoniącej komórki Gonza. Pierwsze połączenie zignorował i dalej dobierał się do mnie. Drugie połączenie sprawiło, że na jego twarzy pojawiła się wściekłość. Zaklnął pod nosem i zaczął szukać telefonu w kieszeni swoich spodni. Przykładając telefon do ucha nie spuszczał mnie z zasięgu wzroku. Patrzył na mnie, wykorzystując moment zaczęłam zakładać ubrania. 
- Co do cholery?! - warknął do słuchawki - Będę. - zakończył połączenie chowając telefon z powrotem do kieszeni. Po czym zaczął zakładać spodnie i koszulkę którą miał poprzednio na sobie.
- Dokończymy to co zaczęliśmy później. Teraz się ruszaj wychodzimy.
- Nigdzie nie idę. 
- Obiecuje, że bardzo Ci się tam spodoba. Idziemy. - Chwycił mnie zaciskając dłoń na moim ramieniu i pociągnął za sobą do samochodu.


Mateusz

 Waliłem mocno zaciśniętą pięścią w betonową ścianę. Z każdym uderzeniem na dłoni pojawiały się coraz większe rany, coraz więcej krwi, która zostawiała po sobie czerwone krople na drewnianej podłodze. Przeklinałem w myślach siebie i tego sukinsyna, który do wszystkiego się przyczynił. Boje się, tak cholernie się boje o Amandę, w tym momencie wiem, że mógłbym oddać za nią życie. Kocham ją tak mocno, jak jeszcze nikt na świecie nie pokochał kogoś z taką ogromną siłą. Chciałem z nią spędzić resztę, tego nudnego życia i wiem, że ona też tego chciała tak samo jak ja. A teraz? Teraz to wszystko poszło w cholerę. Nie wiem co się z nią dzieje, jak to wszystko znosi. Przecież jest teraz w rękach Gonza, a nie wiadomo co strzeli mu do głowy. Obawiam się najgorszego. Wiem, że w jakimś stopniu ją zrani, jeśli nie fizycznie to na pewno psychicznie ją to zniszczy. Jest silną kobietą, lecz tego nie będzie w stanie wytrzymać. Cholera, nie mogę przestać o niej myśleć. Niewiedza wyniszcza mnie jeszcze bardziej, sprawia że wariuje. Ten dupek zabrał mi jedyne szczęście jakie posiadałem, odebrał mi kawałek serca i duszy. Wszystko co najcenniejsze, co najbardziej ceniłem. Wiem, że znienawidziła mnie za list. Za ten cholerny list, który pisałem z pistoletem przy skroni. Mam głęboką nadzieje, że jednak nie uwierzyła w treść tego listu. Nie może w niego uwierzyć, bo w tedy nie ma szansy na to, że w końcu się ułoży. Tylko ona jest w stanie mnie stąd wydostać. Nie miałem jej nawet jak napisać ukrytej wiadomości, miałem za mało czasu. Nagle w drzwiach stanął jakiś napakowany facet. Niewiele myśląc rzuciłem się na niego i zacząłem się z nim szarpać. Na marne, łysy goryl pchnął mnie jedną ręką, aż zetknąłem się twarzą z betonem, sycząc z bólu.
- Jeszcze raz zaczniesz fikać a zmasakruję Twoją piękną buźkę jeszcze bardziej. - stanął nade mną, chwytając mnie za kurtkę i pociągnął do góry, bym wstał. Pchnął mnie w stronę drzwi, wciąż trzymając mnie w żelaznym uścisku. Wyszliśmy przed  niewielki budynek, który znajdował się w środku lasu. Będąc jednocześnie miejscem mojego pobytu przez kilka dni. Facet doprowadził mnie do wielkiego drzewa po czym podciął mi nogi sprawiając że znów zrównałem się z ziemią. Chwycił mnie za ręce oplatając je wokół pnia i związując mi nadgarstki grubym sznurem. Nie protestowałem, nie sprzeciwiałem się bo wiem, że i tak nie miałbym najmniejszych szans. Spodziewałem się już najgorszego, wyobrażałem sobie jak goryl wyjmuje broń i strzela mi prosto w serce. Lecz on tylko stał z boku i uważnie mi się przyglądał. Po jakimś czasie, który spędziłem przywiązany do drzewa, podjechał czarny samochód. Czarne Bmw, czyli sam Gonzo pofatygował się by tu przyjechać i strzelić mi w łeb osobiście. Samochód się zatrzymał, a z niego jak strzała wyskoczyła Amanda, moja Am...
- Mateusz - usłyszałem jak wypowiada moje imię i pędzi w moim kierunku. Znów mogłem ujrzeć moją najwspanialszą kobietę na świecie. Lecz serce złamało mi się w pół, gdy ujrzałem jej twarz. Jej zapłakane oczy. Widać, że dużo płakała w ostatnim czasie. Jeśli tylko nie byłbym teraz związany zatłukł bym każdego kto się do tego przyczynił. Nie dostrzegam w niej tego ciepła, które zawsze od niej biło, teraz czuć tylko rozpacz i strach. Gdy pokonała dzielącą nas odległość od razu rzuciła mi się w ramiona, przytulając mnie z całych sił. Znów mogłem poczuć jej ciepłe ciało i zapach, lecz nie mogłem się ruszyć. Nie mogłem jej ochronić przed tymi bandziorami. Nie mogłem zatopić dłoni w jej długi włosy. Jedynie co to czułem jej obecność i nierówny oddech na szyi. Cały czas szeptała mi do ucha prawie niezrozumiałe "kocham i przepraszam" Mogłem jej odpowiedzieć tylko tym samym, nie byłem w stanie wypowiedzieć innych słów. W między czasie doszedł ku nam Gonzo i uważnie się nam przyglądał. Skinął ręką na jednego z typków, na co on odciągnął siłą ode mnie zapłakaną dziewczynę.
- No no no co za piękny widok zakochanej pary. Szkoda tylko, że jedna osoba okazała się zwyczajną dziwką. - rozbawiony Gonzo spojrzał na Amandę, która stała nieruchomo obok faceta, który ją ode mnie odciągnął.
- Nie wierzę w żadne Twoje słowo. Rozumiesz! Zostaw ją w spokoju! - krzyknąłem z całych sił próbując choć trochę rozluźnić sznur.
- Myślisz, że ona jest taka porządna na jaką wygląda? Mylisz się, każda kobieta to zwykła szmata. Nie wyszkoliłeś sobie jej wystarczająco. - podszedł bliżej do Amandy i pchnął ją tak, że upadła na ziemię.
- Tknij ją jeszcze raz, a wiedź, że Cię zabiję sukinsynu!
- I co mi zrobisz? Uderzysz mnie tymi związanymi łapkami?  - zaśmiał mi się prosto w twarz. Na co wściekłem się jeszcze bardziej. Gdybym tylko mógł to rozniósłbym go na kawałki.
- Mam dla Ciebie propozycję, nie do odrzucenia. Liczę na to, że będziesz rozważny. Zgadzasz się? - zwrócił się do mnie, jednocześnie oparł się o maskę swojego samochodu.
- Nie słyszę odpowiedzi! No słucham?. - przeniosłem swój wzrok na dziewczynę, starając się odczytać z jej twarzy chociażby najmniejsze kiwnięcie głową, lecz widocznie nie ma o niczym pojęcia. Muszę sam podjąć decyzje, szybką decyzje.
- Tak. - starałem się, by mój głos brzmiał jak najbardziej przekonująco. Nie miałem pojęcia na co się zgadzam, pozostało mi liczyć tylko na odrobinę szczęścia, może chociaż teraz mnie nie opuści. Muszę spróbować wszystkich możliwości, by uwolnić od nich Amandę.
- Zawsze ceniłem sobie odważnych ludzi. Zgadzasz się w ciemno, nie spodziewałem się tego po tobie. Masz ostatnią szansę na hmm? wolność? A teraz słuchaj. Zadam Ci trzy bardzo łatwe pytania. Jeśli na nie odpowiesz, wypuścimy Cię i twoją prześliczną dziewczynę. Przyznam, że już mi się znudziła i nie potrzebuje jej do niczego. -odetchnąłem z ulgą, teraz kiedy nie zależy mu na pozyskaniu Amandy muszę za wszelką cenę nas uwolnić.
- Pierwsze pytanie. Kochasz ją ?  
- Tak. - odpowiedziałem bez  namysłu.
- Dobrze więc pytanie numer dwa.  Co byś zrobił, gdybyś przyłapał swoją dziewczynę jak uprawia seks z innym mężczyzną? - Zadziwiają mnie jego pytania, a także ta powaga z jaką je wypowiada. Nie rozumiem kompletnie w co on gra, do czego zmierza. Tym razem już tak szybko nie odpowiedziałem. Zastanowiłem się dokładnie nad odpowiedzią.
- Wybaczyłbym jej, tworzylibyśmy dalej wspaniały związek, lecz ja nigdy bym nie zapomniał o jej zdradzie, robiłbym jednak wszystko by uwierzyła, że tak nie jest. Potem odwdzięczyłbym się jej tym samym, tak niespodziewanie przyprowadził do domu inną kobietę. Cierpiałaby tak samo jak ja, a nawet o wiele bardziej. 
- Pytanie numer trzy. Wierzysz w jej wierność? - spojrzałem w zapłakane oczy Amandy. Dostrzegłem w nich coś co sprawiło u mnie mieszane uczucia.  Patrzyła na mnie tępym wzrokiem, który nic nie wyrażał.
- Tak, ona mnie kocha. 
Gonzo nie skomentował, żadnej z mojej odpowiedzi. Skierował się do samochodu wyjmując z niego białego laptopa. Położył mi go na kolanach i włączył start nagranego filmu.
- Miłego oglądania. - odszedł ode mnie kilka kroków, krzyżując ręce na piersi.
Na ekranie pojawił się Gonzo, a obok niego stojąca w samym ręczniku Amanda. Nie trzeba było długo czekać, aż ujrzę ich całujących się. Na widok tego obrazu poczułem jak wszystko zapada mi się pod nogami, jak tracę wszystko w co najmocniej wierzyłem. Jak ona mogła mi to zrobić? Jak mogła upokorzyć mnie w taki sposób. Moje oczy zrobiły się momentalnie mokre, lecz nie pozwoliłem by poleciała z nich jakakolwiek łza. Zaciskając mocniej zęby parzyłem jak moja dziewczyna pieprzy się z tym skurwielem i wcale nie jest do niczego zmuszana. Robi to z przyjemnością. Nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek zobaczę swoją dziewczynę w pornolu, bo inaczej nie można tego nazwać. Nie mogąc dłużej na to patrzeć poruszyłem z całych sił nogami, przez co laptop zsunął się z moich związanych kolan. Nie wypowiedziałem ani jednego słowa, zatrzymałem jedynie wzrok na Amandzie, która nawet nie próbowała się wytłumaczyć. Stała jak słup, wpatrując się w głąb lasu.
- Nie ma za co. - Gonzo podniósł leżącego laptopa, kiwnął ręką na swoich towarzyszy, którzy na rozkaz weszli do samochodu, on również zrobił to samo. Odjechali, zostawiając mnie samego, przywiązanego do drzewa z chyba niekontaktującą dziewczyną.
- Co tak stoisz do cholery?! Rozwiąż mnie!.

sobota, 22 lutego 2014

Dziewętnaście

"Witaj Aniele" te słowa odbijały się jak echo w mojej głowie. Wciąż słyszałam wypowiedziane przed momentem słowa. Sposób ich wypowiadania, ton głosu i to, że tylko jedna osoba mówiła do mnie w taki sposób. Lecz tym razem słowa te nie wywołały ciepła w moim sercu i uśmiechu na ustach. Wypowiedziały je niewłaściwe usta. Usta Gonza na których widniał ten arogancki uśmieszek. 
- Jak Ty do mnie powiedziałeś? - starałam się by ton mojego głosu nie wydał tego jak bardzo mną to poruszyło.
- Tak jak usłyszałaś, nie podoba Ci się? - Gonzo siedział na fotelu znajdującym się przy niewielkim stole. W ręku trzymał grubą szklankę wypełnioną Whisky. Dalej stała prawie pełna butelka trunku i druga pusta szklanka. Zapewne musiał przynieść je w czasie kiedy byłam w łazience. Miałam ochotę wybuchnąć i zalać się łzami, lecz powtarzałam sobie w myślach, że muszę być silna i dać radę. Muszę grać dobrą minę do złej gry. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi z mojej strony.
- Przyzwyczaj się, że tak będę do Ciebie mówił. Wprawdzie bardziej pasuje do Ciebie miano diabełka, ale dla mnie jesteś aniołem. Lepiej to brzmi prawda? - zbliżył szkło do ust i przełknął sporą ilość alkoholu, nawet się nie krzywiąc. 
- Diablicą masz prawo być tylko w łóżku.  - kontynuował swoją wypowiedz.- Napijesz się? - nie czekając na moją odpowiedz wziął do ręki butelkę i nalał trochę do drugiej szklanki.
- Chcesz mnie upić? - oparłam się o znajdującą się obok mnie komodę, wciąż utrzymując daleką odległość od mężczyzny. 
- Skądże, chcę tylko byś się rozluźniła. Trochę alkoholu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. - przysunął szklankę w moim kierunku, czekając jak podejdę odbierając ją od niego.
- Nawet po pijaku nie uda Ci się mnie zaciągnąć do łóżka. - na moje słowa zaśmiał się lekko nie kryjąc rozbawienia. Wstał od stołu powoli dzieląc odległość, która nas dzieliła.
- Jeszcze się zdziwisz i nie będę musiał Cię upijać, by tego dokonać. Będziesz krzyczeć moje imię i jęczeć z rozkoszy jak będę Cię ostro posuwał. - Ostatnie zdanie wypowiedział, gdy nasze ciała dzieliło dosłownie kilka centymetrów, a jego ciepłe usta muskały delikatnie moją odsłoniętą szyję. Komoda za moimi plecami uniemożliwiała mi jakikolwiek ruch, a on coraz mocniej dociskał swoje ciało do mojego. 
- Widok Ciebie owiniętej tylko ręcznikiem strasznie na mnie działa. Szkoda by było jakby nagle spadł na ziemię, odsłaniając wszystkie Twoje skarby. - dopiero wtedy zoriętowałam się, że stoję przed nim w samym ręczniku. Że też nie pomyślałam o tym wcześniej, strach nie pozwolił mi na racjonalne myślenie. Wydałam z siebie cichy jęk, gdy poczułam jak jego dłoń przesuwa się po moim nagim udzie i wędruje w górę. Nie był to jęk rozkoszy, a wręcz przeciwnie obrzydzenia i strachu. 
- O tak... Widzę, że Ci się podoba kochanie. - czułam jego oddech w okolicach szyi i ucha, wciąż trzymał mnie w mocnym uścisku, a druga ręka wędrowała w górę, będąc już pod ręcznikiem. 
- Proszę...nie rób tego. - przełknęłam głośno ślinę, będąc już na granicy wytrzymałości. Próbowałam go odepchnąć od siebie, lecz na marne. Błądził ustami po mojej szyi, po czym gwałtownie wpił się w moje usta, natarczywie mnie całując. Jego język drażnił po moich ustach, chcąc dostać się do wnętrza ust. Nie wiem z jakich przyczyn, ale rozchyliłam usta, by jego język mógł współgrać się z moim. Całował mnie coraz mocniej, a jego dłonie błądziły po całym moim ciele. Nie odczuwałam ani grama przyjemności, pragnęłam tylko by te męki dobiegły końca. Mimo to jego zapach i dotyk dłoni przyprawiał mnie o sprzeczne emocje. W głębi pragnęłam znów poczuć odrobinę czułości ze strony drugiej osoby. Ale chyba on nie był odpowiednią osobą, nie po tym co mi zrobił i prawdopodobnie jeszcze zrobi. Przerwał pocałunek lekko się oddalając, lecz wciąż trzymał mnie w uścisku.  
- Nie tak szybko maleńka. - przejechał ręką po swoich niedbale ułożonych włosach po czym odwrócił się, by dolać sobie odrobinę alkoholu do szklanki. Z szkłem w dłoni udał się w stronę drzwi nawet na mnie nie spojrzał. Wychodząc z pomieszczenia rzucił kilka słów
- Poszukaj a znajdziesz mój pokój. - po czym wyszedł zostawiając otwarte drzwi. Spojrzałam w stronę butelki, w której znajdowało się jeszcze sporo ciemnego płynu. Nalałam do połowy szklanki i zanurzyłam usta. Biorąc łyk za łykiem czułam jak ciecz drażni mi przełyk, a w żołądku robi się coraz cieplej. Nawet nie wiem kiedy opróżniłam całą butelkę, w międzyczasie dałam upust emocjom. Alkohol działał już w moim organiźmie przez co czułam się coraz gorzej. Chcąc wstać z podłogi zakręciło mi się w głowie przez co lekko zachwiałam się, lecz podtrzymując się stołu zdołałam utrzymać równowagę. Udałam się w stronę łazienki, spojrzałam w lustro i ujrzałam wrak dziewczyny. Spuszone włosy, które zdążyły już wyschnąć i ciało zakryte tylko białym ręcznikiem. Doprowadziłam się odrobinę do porządku by wyglądać nieco lepiej. Znalazłam odpowiednie ubranie, które znajdowało się w szafie. Ubrałam czarną bieliznę, a na to białą luźną tunikę. Spojrzałam ostatni raz w stronę lustra i wyszłam z pokoju. Zaglądałam po kolei do pomieszczeń, niektóre były puste, a inne zamknięte na klucz. Stojąc przed ostatnimi drzwiami na piętrze zatrzymałam się. Biłam się z myślami wejść czy nie? Pytanie co tak naprawdę chciałam zrobić jak już znajdę Gonza. Czy naprawdę chciałam go znaleźć. Kładąc delikatnie rękę na klamce usłyszałam głos mężczyzny.
- Pudło, nie te drzwi. - głos dobiegał z za moich pleców, chwile potem poczułam jego dłoń na ramieniu. Moment po tym przylegałam już ciałem do drzwi czując na sobie bliskość chłopaka. Jedna jego dłoń znajdowała się na moim karku, a druga gładziła mój brzuch. Znów poczułam jego intensywny zapach wymieszany z alkoholem. Odwrócił mnie przodem do siebie i zaczął intensywnie całować. Jego oddech stawał się coraz bardziej głośny i nieregularny. Myślałam tylko o tym jak bardzo jest przystojny i cholernie mnie pociąga. Objęłam go rękami na szyi, on zaś swoje trzymał na moim tyłku, przez co bluzka podwinęła się do góry odsłaniając całe moje majtki. Wziął mnie na ręce dalej nie przestając całować. Wróciliśmy do mojego pokoju, położył mnie na łóżku, a sam zajął się ściągnięciem dopasowanej do swojego ciała koszulki. Przygryzłam lekko wargę na widok jego umięśnienia, które nie było ani przesadne ani za małe. Przygniótł mnie swoim ciałem wracając do wcześniejszych pieszczot w postaci szalonych pocałunków. Jego dłonie szybko znalazły się pod moją bluzką, kierując się w stronę piersi.
- Kochanie, bielizna była zbędna. - przerwał pocałunek, by wyrazić swoją niepotrzebną uwagę, na którą nawet nie zwróciłam większej uwagi. Chwile potem nasze ubrania leżały już na podłodze. Pieścił całe moje ciało, począwszy od ust schodząc aż do najbardziej erogennego miejsca. Aż w końcu poczułam jak wchodzi we mnie i coraz szybciej się porusza. Przymknęłam oczy, coraz głośniej oddychając i zaciskając palce na jego plecach. Jego ruchy sprawiły, że z moich ust wydobyły się jęki, które jeszcze bardziej pobudziły go do działania. Będąc już blisko szczytu przed oczami ukazała mi się postać Mateusza. Tak jakby właśnie to on się ze mną kochał a nie Gonzo. Dokładnie widziałam jego twarz i czułam jego dotyk. Znów mogłam mu się oddać. Skończyliśmy, otworzyłam oczy, a tam ukazał mi się wyraz Gonza. Co? przecież to nie możliwe, przedtem był tu Mat, to on mnie całował i dotykał.
- Byłaś świetna Aniele.  - usłyszałam i ocknęłam się z transu, w którym się znajdowałam. Spojrzałam jeszcze raz na leżącego obok mnie mężczyznę i niestety był nim Gonzo.
"Aniele, aniele, aniele"... przecież tak do mnie mówił tylko Mateusz. To on wymyślił, żeby mnie tak nazywać. Gonzo nie mógł wymyślić tego samego jednocześnie. List. Tak list, to nie Mat go napisał. Jak mogłam zrobić coś takiego, uwierzyć w intrygę Gonza. Pośpiesznie założyłam na siebie ubranie i wybiegłam z pomieszczenia...

sobota, 1 lutego 2014

Osiemnaście

Obudziłam się zwinięta w kłębek przykryta jakimś starym, śmierdzącym kocem. Z trudem zdołałam otworzyć popuchnięte od płaczu oczy. Musiałam wyglądać jak nieszczęście - czerwone oczy, potargane włosy i brudne ubranie. W tym momencie najmniej mnie to obchodziło. Szczerze to nic poza tym cholernym listem mnie nie obchodziło. Interesował mnie tylko Mateusz i to co mi zrobił, a może to co musiał zrobić? Nieważne i tak złamał mi tym serce. Sprawił, że pękło już nieodwołalnie raz na zawsze. I nic ani nikt nie będzie w stanie go złożyć w całość. Już zawsze będzie biło tylko w połowie, a każdy oddech będzie mi o nim przypominał. O chwilach spędzonych u jego boku. Jest to jedyny moment w moim życiu, w którym pragnęłam być w swoim "domu" razem z patologicznym ojcem niż tutaj. Mogłam nie wyjeżdżać, mogłam zostać tam i dalej żyć swoim marnym losem, ale w tedy zaoszczędziłabym sobie tych tortur. Ciekawe co jeszcze mnie spotka, co wymyślił dla mnie Gonzo razem z Matem? Czym sobie na to zasłużyłam? Zaciskając mocniej pięści poczułam jak paznokcie wbijają mi się w naskórek, zostawiając na nim zaczerwienione ślady.
- O widzę, że moja księżniczka już się obudziła. Dobrze spałaś ? - drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a zaraz po tym ktoś wszedł do środka. Nie musiałam się obracać w jego stronę, znałam ten głos i doskonale wiedziałam do kogo należy. Teraz rozpoznałabym go nawet na zatłoczonej ulicy.
- Widzę, że przeczytałaś list chyba nie był dla Ciebie niespodzianką, prawda? 
- Muszę skorzystać z łazienki. - odezwałam się, dalej siedząc tyłem do Gonza. Ignorując jego złośliwe uwagi.
- Spokojnie zabieram Cię stąd. Nie mogę przecież trzymać swojej księżniczki w takim miejscu. To by było nieludzkie. - jego głos jakby stał się odrobinę łagodniejszy niż wcześniej. Już nie był taki ironiczny i arogancki.
- Zabierz mnie do Mateusza - powoli obróciłam swoje ciało i skierowałam wzrok na jego sylwetkę.
- Po tym co Ci zrobił Ty nadal chcesz do niego polecieć? Nie rozśmieszaj mnie, bo zacznę wierzyć, że naprawdę jesteś taka głupia jak słyszałem. - zaśmiał się cynicznie i znów powróciło jego gorsze oblicze.
- Chce mu powiedzieć, że obchodziły mnie tylko jego pieniądze, lecz teraz gdy jest spłukany i tak prędzej czy później bym go zostawiła. - mówiłam pewnie, wciąż patrząc prosto w oczy Gonza. Jestem zadziwiona, że znalazłam w sobie tyle siły by to zrobić.
- Zawsze w Ciebie wierzyłem, ale nie sądziłem że grzeczna Amanda może być taką suką. Podoba mi się to. - uklęknął przy mnie i przejechał wierzchem dłoni po moim policzku
- ale na razie nie będzie to możliwe, musisz poczekać -  po czym zbliżył swoją twarz ku moich ust. Gwałtownie odwróciłam głowę w bok ochraniając się tym przed pocałunkiem.
- Dla Ciebie będę dżentelmenem, poczekam aż sama będziesz tego chcieć. Ale wiedź, że moja cierpliwość nie trwa długo, a ja zawszę dostaję to czego pragnę... zawsze. Za chwile przyjdzie po Ciebie mój człowiek i zabierze Cię stąd. Zrobiłbym to osobiście, ale mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Radzę Ci być grzeczna.  - wyszedł zostawiając mnie samą w tym ohydnym miejscu. W ostatnim momencie obdarzył mnie jeszcze wzrokiem, który wywoływał na moim ciele nieprzyjemne dreszcze, spowodowane strachem. Nie minęło nawet 5 minut, a pojawił się nieznany mi chłopak. Miał może z 20 lat, albo i trochę więcej.
- Wstawaj, muszę zawieść Cię do mieszkania. - odezwał się przyjaźnie chłopak.
- Proszę, wypuść mnie! Zrobię wszystko co zechcesz tylko pomóż mi stąd uciec. - błagałam chłopaka podchodząc do niego coraz bliżej.Zauważyłam, że zdziwiło go moje zachowanie, był zmieszany jakby nie wiedział co ma zrobić. - Proszę.
- Nie mogę przykro mi.  - chłopak posmutniał. Był dobry to widać na pierwszy rzut oka.
- Powiedź, że Ci uciekłam, błagam. 
- Nie mogę rozumiesz?! Nie będę narażał sobie karku za Ciebie. Mam rozkaz i muszę go wykonać inaczej gorzko tego pożałuje. Naprawdę chciałbym Ci pomóc, ale muszę być posłuszny i Tobie też to radzę. Nie wiesz z kim masz do czynienia. - Czułam, że gdyby mógł to by mi pomógł, ale ma racje. Nie będzie się narażał dla nieznajomej dziewczyny. Ale próbowałam, gdybym tego nie zrobiła, potem żałowałabym. Muszę szukać każdego niedopatrzenia z ich strony i próbować każdej możliwej okazji do ucieczki. Chłopak zaprowadził mnie do czarnego jeepa z przyciemnionymi szybami i dokładnie zatrzasnął za mną drzwi uniemożliwiając mi przy tym ucieczkę. Podróż trwała dość długo, w międzyczasie zdołałam się dowiedzieć, że chłopak ma na imię Krystian i pracuje dla Gonza. I ma dość tej pracy, ale póki co nie może nic z tym zrobić, musi dalej być człowiekiem szefa gangu. Naprawdę fajny z niego chłopak, szkoda że musi marnować sobie życie w taki miejscu, ale domyślam się że nie robi tego z własnej woli. Nie chce go dopytywać o szczegóły, przecież to nie moja sprawa.
- Wiesz może co z Mateuszem? - zapytałam tak nagle. Krystian spojrzał na mnie przez przednie lusterko w samochodzie. 
- Nie wiem, od kilku dni go nie widziałem. 
Posmutniałam jeszcze bardziej i przeniosłam wzrok na boczną szybę, patrząc jak mijamy wiele różnych budynków i sklepów. Nawet nie zauważyłam kiedy z moich oczu zaczęły lecieć pojedyncze łzy. 
- Ej młoda, nie płacz. Nie pokazuj mu, że jesteś słaba, wiem że to trudne, ale musisz się postarać być odważna. On żywi się bólem innych, musisz być silna inaczej Cię zniszczy. I nie mówię Ci tego teraz jako człowiek Gonza, posłuchaj mnie. 
Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy. Samochód zatrzymał się pod wielką willą na jakiś przedmieściach miasta. Krystian od razu przybrał postawę bardziej kompetentnego i oddanego swojemu szefowi człowieka, a jego delikatność prysła jak bańka mydlana. Ochroniarz przepuścił nas przez bramę, weszliśmy do środka. Nie zwracałam uwagi na te wszystkie drogie wykończenia i przedmioty. Weszliśmy po zakręcanych skodach na górę. Krystian otwierając kluczem jedne z drzwi wpuścił mnie do środka. 
- Tutaj jest Twój pokój, tam jest łazienka, a tu garderoba, ubrania powinny pasować. - wskazał ręką na poszczególne pomieszczenia. 
- Szef kazał przekazać, że będzie około 20 u Ciebie. Odśwież się i pamiętaj, że musisz być silna. - wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi na klucz. Rzuciłam się na znajdujące się na środku pokoju łózko i zaczęłam krzyczeć i szlochać przykrywając twarz poduszką. Po pewnym czasie zwlekłam się z łóżka otwierając drzwi do garderoby. Przesuwając po sporej ilości wieszaków widziałam tylko same sukienki, których nigdy bym na siebie nie założyła. Były takie dziwkarskie. Poza tym kilka par wysokich szpilek. Wyrzuciłam wszystkie rzeczy na środek pokoju. Zajrzałam do łazienki, by wziąść ciepłą kąpiel. Spojrzałam na odbicie w lustrze. Wyglądałam jak śmierć, blada twarz, zaczerwienione oczy i te włosy. Ściągnęłam z siebie brudne ubrania i zanurzyłam się w wannie pełnej wody. Po godzinie wyszłam przewinięta tylko ręcznikiem. Wycierając włosy, aż podskoczyłam ze strachu, a ręcznik którym wycierałam mokre kosmyki spadł na ziemię. 
- Witaj Aniele... 

środa, 25 grudnia 2013

Siedemnaście

Ocknęłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Pokój był pusty, znajdował się w nim jedynie stary materac, na którym widocznie leżałam podczas mojej utraty przytomności. Jedno okno niedużej wielkości i brudne wymazane ściany. I nic poza tym. Usiłowałam sobie przypomnieć co działo się przed moją utratą świadomości. W głowie miałam obraz zbliżającego się do mnie Gonza i potem już nic, pustka. Musiał mnie jakoś omamić i przywieść w to okropne miejsce. Wtedy wpadłam na pomysł, by sprawdzić czy da się otworzyć okno, lecz tak jak przypuszczałam nie dało się go w jakikolwiek sposób otworzyć. Zrezygnowana znów usiadłam na niewygodnym materacu. W głowie miałam najgorsze scenariusze, zostałam tutaj uwięziona przez tych bandytów i jeszcze do tego nie wiem co się dzieje z Mateuszem, nie wiem czy w ogóle żyję. A co jeśli go zabili? Jeśli naprawdę mu coś zrobili i już nigdy więcej go nie zobaczę? Przecież ja tego nie przeżyje. Mat jest jedyną osobą, której w pełni ufam, po śmierci mojej mamy. Tylko on wiedział o mnie nawet więcej niż ja. Nie mogę go stracić. Dlaczego ja w końcu nie mogę zaznać odrobinę spokoju i szczęścia. Dlaczego tak szybko wszystko tracę, a w zamian otrzymuję ten cholerny ból i smutek. Czy jestem, aż taką porażką że moim przeznaczeniem jest nigdy nie być szczęśliwa dłużej niż kilka dni? Ale mimo wszystko mogę stwierdzić, że czas spędzony przy Mateuszu był najlepszym co mogło mnie spotkać. Dał mi tyle szczęścia ile w swoim życiu nie otrzymałam nigdy wcześniej.
Usłyszałam kroki, które stawały się coraz głośniejsze i bardziej słyszalne. Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a przede mną  pojawiła się postać, której na pierwszy rzut oka nie poznałam, lecz po chwili zorientowałam się, że mężczyzną jest nikt inny jak Gonzo. Sprawiło to, że przesunęłam się jak najdalej od niego, na plecach poczułam lodowatą betonową ścianę. Mężczyzna bez słowa kucnął przede mną, przejeżdżając jednocześnie dłonią po moim zimnym policzku i splątanych włosach. Przez całe ciało przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze, które na pewno były wyczuwalne. Bałam się jak jeszcze nigdy dotąd.
- Przemyślałaś skarbie co będzie dla Ciebie lepszym wyjściem?  Zamierzasz być posłuszna? 
- Nie zmusisz mnie bym zrobiła co mi każesz!
- Jesteś strasznie naiwna, lecz mam nadzieję że w końcu się przekonasz kto chce dla Ciebie jak najlepiej.
Wsunął rękę do kieszeni swojej kurtki i wyciągnął z niej zgniecioną kopertę na której widniało moje imię i nazwisko. Położył ją na materacu obok mnie i bez słowa wyszedł z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi na klucz. Wzięłam ją do ręki bacznie się jej przyglądając z każdej strony. Długo patrzyłam się w nią, zanim nie zdobyłam się na odwagę by ją otworzyć. W środku znajdowała się złożona kartka, niepewnie ją otworzyłam.


Amanda

Z tej strony Mateusz. Tak Twój Mat. Piszę do Ciebie ten list, bo to będą 
ostatnie słowa skierowane ode mnie do Ciebie. Więc proszę spróbuj mnie zrozumieć.
Wiem, że to będzie dla Ciebie bolesny cios, ale musisz w końcu usłyszeć prawdę.
Nie jestem w stanie dłużej Cię okłamywać. Nie mogę, sumienie mi na to nie pozwala.
Wiem, że mnie za to znienawidzisz.
Okłamywałem Cię. Okłamywałem Cię dosłownie we wszystkim. 
Tak naprawdę nigdy Cię nie kochałem. Chodziło mi tylko o seks z Tobą. Nic więcej.
Byłaś trudnym przypadkiem, poświęciłem na Ciebie dużo czasu, by w końcu 
udało mi się Cię uwieść i zaciągnąć do łóżka. 
Byłaś moją największą zdobyczą, nawet nie wiesz jaką satysfakcje mi to przynosiło.
A do tego w tych sprawach jesteś zajebista. 
Jestem po prostu tym skurwielem, który potrafi manipulować kobietami.
Już nigdy nie usłyszysz nic ode mnie jak i nie zobaczysz mnie. Nie dotkniesz mojego
ciała, ani nie skosztujesz moich ust. 
Pozostanie Ci po mnie jedynie ta cholerna pustka w sercu i złamane serce.
Ale nie martw się. Gonzo odpowiednio się Tobą zajmie. To odpowiedni facet dla Ciebie.
Nie odtrącaj go od siebie. Nie czekaj na mnie, bo ja znikam z Twojego życia już na zawsze.
Zapomnij o mnie tak jak ja szybko zapomnę o Tobie. 
Jedynie wspomnienie naszych wspólnych nocy pozostanie mi w pamięci.
Żegnaj Aniele - ale już nie mój.

Mateusz 

 
 Zanosiłam się płaczem nie mogąc uwierzyć w słowa zapisane na papierze. Łzy całkowicie uniemożliwiały mi zobaczenie czegokolwiek. W jednej sekundzie moje serce pokruszyło się na miliony malutkich części. A w głowie powstało mnóstwo pytań, na które nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. Jak on mógł mi to zrobić? Jak mógł tak perfekcyjnie kłamać i udawać? A może to moja wina, bo ja jestem zbyt naiwna. Ale od dzisiaj koniec. Nikt już nie zdobędzie mojego zaufania. Liczę tylko na siebie.