niedziela, 13 października 2013

Jedenaście

- Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną pojechać. - Mateusz czekał już na mnie pod swoim blokiem, opierając się o maskę samochodu. Mocno mnie uścisnął i odebrał torbę, którą trzymałam w dłoni. Rzucił ją na tylne siedzenie, tuż obok czarnego plecaka. 
- Byłem przekonany, że się nie zgodzisz, byłaś taka stanowcza odmawiając i szczerze mówiąc straciłem nadzieję, że jednak się zdecydujesz. Coś się musiało stać prawda?
- Nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać. - wyminęłam go i skierowałam się na drugą stronę samochodu zajmując swoje miejsce, starannie zapinając pas. Parę przejażdżek z chłopakiem sprawiły, że od razu po wejściu do samochodu zapinam pasy. Z tego co zauważyłam Mat lubi przycisnąć nogę na gaz i tym razem na pewno nie będzie inaczej, więc wolę od razu czuć się choć odrobinę bezpieczniej. Lecz przy takiej prędkości nawet głupi pas by nam nie pomógł ujść cało.
- Ok no to jedzmy, czeka nas długa podróż. - ostatnie słowa, które usłyszałam z ust chłopaka zanim nie nałożyłam sobie na uszy słuchawek z zagłuszającą wszystko dookoła muzyką. Szkoda tylko, że nie zagłuszy ona moich myśli, które wirują w mojej głowie i wracają jak bumerang. Za dużo tego wszystkiego jak na jednego marnego człowieka jakim jestem. Rozłożyłam się wygodnie na skórzanym siedzeniu, wpatrując się w mgnącą przestrzeń przede mną. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, lecz pamiętam że ostatnim widokiem którym widziałam w ciemności był obraz ojca i ciotki w jednym łóżku.
 
"Nienawidzę Was !!!
Jak mogliście to zrobić? Nie macie serca!
Posiadacie je jedynie jako martwe, skamieniałe i wyprute z jakichkolwiek uczuć.
Jesteście bestiami, które nie liczą się z niczym i nikim! 
Dobrze Wam razem? Czujecie się w jakiś sposób usatysfakcjonowani 
tym co zrobiliście? A może to jakiś rodzaj zemsty? 
Odpowiedzcie sobie sami, mnie to już nie interesuje. 
Dla mnie nie istniejecie, brzydzę się wami. 
Nawet nie zasługujecie na odrobinę szacunku, a już na pewno z mojej strony.
Zostawiam wam wolną rękę, róbcie co chcecie, 
ale wiedzcie że tym się pogrążycie. 
Nie mam ochoty na to patrzeć, nie dałabym nawet rady. 
3 miesiące! 3 miesiące, kurwa. 
Zmarłych się szanuje, wiecie? Zwłaszcza jeśli była to żona, siostra.

Nie wiem czy kiedykolwiek mnie jeszcze zobaczycie.
Żegnam.! 
Kolejny kłopot mniej dla WAS

Amanda"          


*
- Długo spałam ? - zapytałam, gdy przebudziłam się i oślepiały mnie promienie słońca wpadające przed przednią szybę, przyczyniając się do tego, że prawie nic nie widziałam.
- No jakieś dwie i pół godziny co najmniej. Mam nadzieję, że się już wyspałaś. 
- Przepraszam. Kiedy dojedziemy ?
- Jeszcze jakieś 130 km czyli jakieś półtorej godziny albo mniej i będziemy na miejscu. - odpowiedział automatycznie, jakby sam odliczał każdy przekonany kilometr. 
- A mogę wiedzieć, gdzie dokładnie jedziemy ?
- Do Warszawy. - spojrzał na mnie, przeszywając wzrokiem jakby chciał wyczytać z moich gestów reakcje na otrzymaną informacje. Czy to trochę nie dziwne i nieodpowiedzialne z mojej strony, że zgodziłam się na wyjazd nawet nie wiedząc gdzie i na jak długo i do tego wcale nie czuć się bezpiecznie. Uciekam przed całym złem panującym wokół mnie, uciekam wcale nie wiedząc gdzie i to w tym momencie jest jedyne wyjście. Uciec i zostawić dosłownie wszystko za sobą. Wciąż czuję odrzucenie do chłopaka po wczorajszej nocy, ale nie mam innego wyjścia. Muszę z nim wytrzymać ten czas. Wykorzystuje go, nie czuje się z tym najlepiej, bo przecież nie jadę z nim dla niego tylko dla siebie samej.
Nie zamierzam go teraz pytać o cel naszej podróży, wprawdzie miał mi wszystko wytłumaczyć, gdy zgodzę się na jego propozycje, ale może lepiej na razie bym nie wiedziała o szczegółach, nawet nie mam ochoty teraz ich słuchać. Resztę podróży spędziliśmy w ciszy. Mateusz wielokrotnie chciał zacząć jakąś rozmowę, lecz szybko go zbywałam. Aż w końcu dał sobie spokój i zrozumiał, że nie mam ochoty na jakąkolwiek rozmowę.
- Jesteśmy na miejscu - wyrwał mnie z zamysłu głos Mata. Zatrzymaliśmy się na jednej z bogatszych dzielnic Warszawy. No tak, przecież nie ma się co dziwić. Dzieci bogatych ludzi mogą sobie pozwolić na takie luksusy. Zabraliśmy swoje rzeczy i chłopak zaprowadził mnie do mieszkania. Tak jak myślałam w środku też było niczego sobie. Mała kuchnia połączona z jadalnią łazienka i jeden pokój. Wszystko świetnie, tylko zmartwił mnie fakt jednego pokoju czyli w efekcie jedno łóżko. Co prawda nie bardzo mi się to podobało, ale może Mat coś wymyśli bym nie musiała z nim spać w jednym łóżku.
- Jeśli nie masz nic przeciwko to pójdę się odświeżyć do łazienki - zabrałam potrzebne rzeczy i udałam się w stronę łazienki, w której będę mogła zostać choć na chwilę sama. Nalałam sobie pełną wannę gorącej wody i zanurzyłam w niej swoje ciało. Odprężyłam się i po pół godzinie byłam już gotowa, by wyjść.
- Możemy porozmawiać, to ważne. - zastałam Mata siedzącego przy stole. Nerwowo bawił się kluczami, które leżały na blacie. Usiadłam na przeciwko niego.
- To słucham, najwyższy czas wszystko sobie wyjaśnić.
- Nie wiem od czego zacząć... ale musisz to wiedzieć. Najlepiej będzie jeśli nie będziemy wychodzić z mieszkania. 
- Dlaczego? - przyznam, że zdziwiły mnie słowa, które przed momentem usłyszałam.
- Nie jesteśmy bezpieczni. Musimy być bardzo ostrożni.
- My ? Przecież ja nic nie zrobiłam?! więc dlaczego mam się ukrywać? 
- To przeze mnie. - schował głowę w dłoniach. Przeraziłam się, lecz nie chciałam by było to po mnie widać. Chwyciłam dłoń Mata i mocno ją ścisnęłam.
- Ale co się stało? Opowiedz mi wszystko od początku. Wiesz, że będę przy tobie mimo wszystko, jestem Ci to winna. - wciąż jego głowa była opuszczona w dół. Po paru minutach dopiero zebrał się i był gotowy do mówienia.
- Wpadłem w kłopoty. Kurwa jak mogłem być takim idiotą.! Naraziłem Cię na takie niebezpieczeństwo! Nigdy sobie tego nie wybaczę! Rozumiesz, nigdy! - zauważyłam w jego oczach łzy, naprawdę był przerażony.
- Musisz mi wszystko wyjaśnić, wtedy razem znajdziemy jakieś rozwiązanie, z wszystkiego jest jakieś wyjście.
- Pół roku temu zdałem prawo jazdy. Ojciec od razu kupił mi samochód, oczywiście taki jaki sobie wymarzyłem. Kierowałem się swoim wyborem patrząc na prędkość. Wybrałem najszybsze jakie mogłem. Miałem już w tym swój plan. Kumpel wciągnął mnie do nielegalnych wyścigów. Na początku ścigałem się ze słabszymi zawodnikami, z którymi miałem pewność, że wygram. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile z tego jest kasy. Ile można na tym zarobić. Wchodziłem w to coraz bardziej, coraz częściej się ścigałem. Było to dla mnie jak narkotyk, pragnąłem pokonywać coraz większych i bardziej doświadczonych rywali, a także uzyskiwać coraz większą prędkość. W takich momentach wystarczył jeden błąd, jeden zły ruch i roztrzaskałbym się jak porcelanowa figurka. Założyłem się z niepokonanym jeszcze zawodnikiem. Szefem mafii, nie wiedziałem z kim zadzieram. Byłem zbyt zaślepiony osiąganymi sukcesami, uważałem się za najlepszego. Moje szczęście się skończyło, przegrałem. Ostrzegali mnie, że tak będzie, lecz ja ich nie słuchałem. Byłem pewien, że tym razem też mi się uda, lecz jak widać się przeliczyłem. Przegrałem sporą sumę, znacznie więcej niż wygrałem w tych wszystkich wcześniejszych wyścigach. Ale najgorsze jest to, że przegrałem wolność. Umowa była taka, że jeśli przegram będę musiał dla niego pracować i oddać całą należną kasę. Miałem przewozić narkotyki, zmusili mnie do tego. Nie miałem innego wyjścia musiałem to zrobić. Lecz w połowie zadania dopadli mnie ludzie innego gangu, z którym mój szef ma na pieńku. Zabrali mi cały towar. I teraz muszę oddać mu całą kasę, którą straciłem. Ten towar był wart 300 tyś złotych. Nie mam mu z czego oddać. Zagroził, że jeśli do tygodnia nie skołuje kasy, zabije mnie i najważniejszą dla mnie osobę, czyli Ciebie. Nie wiem jak się o Tobie dowiedział. Teraz już wiesz, dlaczego musiałem wyjechać i musiałaś pojechać ze mną. Muszę Cię chronić, nie może Ci się stać krzywda. Przysięgam, że nie pozwolę na to, rozumiesz?! - z osłupieniem słuchałam każde zdanie, które wypowiadał. Nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się na prawdę. Mat, taki porządny chłopak, wpakował się w takie problemy. To nie może być prawdą.

6 komentarzy:

  1. Hej. Najpierw chciałam Cię bardzo przeprosić za to, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Ogólnie mam takie zaległości na różnych blogach, że aż szok. No, ale nieważne...
    Rozdział genialny.
    W co ten nasz Mat się wplątał.
    W jakieś straszne bagno.
    Mafia, narkotyki, nielegalne wyścigi?
    Nie spodziewałam się czegoś takiego po nim.
    Myślałam, że to rozsądny chłopak, który nie popełnia takich głupot.
    Ale każdy przecież jakieś popełnia.
    Niestety...
    Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.
    No i że ich nie znajdą i nie zrobią krzywdy.
    Ale się porobiło.
    No, no, no...
    Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału.
    Życzę Ci duuuużo weny.
    Buziaki, Maarit :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Uważałam Mata za idealnego chłopaka, dopiero w poprzednim rozdziale pojawił się zarys jego mrocznych sekretów. Właśnie oglądam Ojca Chrzestnego, więc motywy mafii, nielegalnych interesów jak najbardziej na tak. Świetny rozdział. Uwielbiam to opowiadanie.
    Jeśli miałabyś chwilę, to u mnie w końcu jest nowy rozdział.
    Pozdrawiam i ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  3. narkotyki. Coś jak u mnie na blogu. Super rozdział., :) Nominowałam Cię do Liebster Avard. Więcej szczegółów u mnie na blogu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Pisz, pisz ;)
    Zajrzyj też do mnie na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  5. OOOOOOOOOOOOo to ja wiem! Niech razem napadną na bank :-)

    OdpowiedzUsuń