środa, 11 grudnia 2013

Szesnaście

- Dzisiaj o dwudziestej drugiej mam iść do dilerów. Ty zostaniesz w domu i będziesz na mnie czekać. - Mat odezwał się, gdy wygodnie siedzieliśmy na kanapie, oglądając jakiś nudny program w tv. Wczoraj sprzedał samochód i na szczęście wystarczy mu na spłatę długu. Widziałam, że z bólem oddaje kluczyki do swojego wypasionego autka innemu typkowi, ale nie miał innego wyjścia. Musiał zdobyć pieniądze, inaczej mógłby już nie żyć.
- Nie ma mowy. Idę z Tobą.- starałam się być stanowcza i przekonana swoich słów. 
- Am, ile razy jeszcze mam Ci tłumaczyć, że nie pozwolę Ci iść ze mną!? To jest zbyt niebezpieczne. Zrozum to w końcu! Zostajesz w domu i koniec. - Po raz kolejny dzisiejszego dnia, uniósł na mnie głos. Staram się zrozumieć, że to wszystko jest dla niego bardzo trudne, ale on też powinien pozwolić mi w tym uczestniczyć, przecież ja teraz też jestem w to zamieszana. Nie powinien bynajmniej na mnie krzyczeć. Rozumiem, że ma problem, że razem mamy problem, ale to w żaden sposób go nie usprawiedliwia. Mimo wszystko próbuję go tylko w takich chwilach uspokoić. I cóż niezbyt mi to wychodzi. Przez swoją upartą naturę bycia, utrudniam mu to wszystko jeszcze bardziej. 
- Jeszcze zobaczymy. - powiedziałam do siebie, przez co chłopak chyba nie usłyszał moich słów. Nawet lepiej, niepotrzebnie by się tylko kolejny raz zdenerwował. Jak bez tego jest chodzącym kłębkiem nerwów. Mam wrażenie, że zachowuje się tak jakby chciał się ze mną pożegnać, jakby miał spędzić ze mną ostatnie chwile. Boję się tego i dlatego nie mogę opuścić go nawet na krok. Nie mogę go stracić, jeśli miało by sie już tak stać, to ja chce być przy nim i zginąć razem z nim. Nie mogę mu pozwolić, by mnie opuścił. Nie teraz. Tak bardzo przerażają mnie myśli, że po raz ostatni całuje jego usta, przecież tak bardzo chłonie każdy nasz pocałunek, skrada każde moje spojrzenie w jego kierunku, dotyka mojego ciała, delektując się moim zapachem. Myśli, że ja tego nie dostrzegam, lecz ja czuję to bardzo dobrze. Czuję, że on również boi się o to czy wróci do domu, do mnie.

 *
 Jest godzina 23.32 Mateusza nie ma już ponad półtorej godziny. Od tego czasu nie mam od niego żadnej wiadomości, żadnego połączenia czy nawet tego głupiego sms, że jest dobrze, że już cały i zdrowy wraca do domu. A tu nic. Cisza. Kompletna pustka, która nie daje mi normalnie funkcjonować. Nie mogę sobie znaleźć miejsca, chodzę w kółko nie mogąc przystać na dłużej w jednym miejscu. Mimo moich największych starań nie udało mi się z nim wyjść. Tak bardzo chciałam mu towarzyszyć i być ze wszystkim na bieżąco, a zostało mi czekanie na jego jakikolwiek znak, że jest cały. Z każdym ruchem wskazówki zegara mam coraz większe obawy, przecież już tak długo go nie ma. Miał tylko zawieść kasę mafii i wracać. Niemożliwe by trwało to tak długo. Nie chce dopuścić do siebie myśli, że coś mogło pójść nie tak. Przecież to jakaś cholerna mafia, która jest zdolna do wszystkiego.
Kolejne minuty były dla mnie istnym koszmarem. Aż w pewnym momencie usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają. Podskoczyłam z łóżka i szybko pobiegłam w stronę drzwi w nadziei, że ujrzę w nich całego i uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka, że wpiję się w jego słodkie usta i zapomnimy o wszystkich problemach. Lecz to co zobaczyłam sprawiło, że chciałam jak najszybciej uciec z mieszkania. W drzwiach nie stał Mat, tylko Gonzo - przywódca tego całego ich gangu. To on się do mnie dobierał, a teraz stoi jak nigdy nic przede mną z tym cwaniackim uśmiechem na twarzy. Jestem z nim zupełnie sama, boje się tego co może się stać.
- Witaj ślicznotko! 
- Co Ty tu robisz? Gdzie jest Mateusz? Co mu zrobiliście?! Mów do cholery! - zaczęłam krzyczeć i rzuciłam się na stojącego przede mną faceta z pięściami. On zgrabnym ruchem odtrącił mnie od jego ciała tak, że upadłam na ziemię. Miałam wielką ochotę się rozpłakać, lecz powstrzymywałam się z całych sił, by nie uronić ani jednej łzy. Nie musi wiedzieć, że aż tak jestem zrozpaczona i boję się co będzie dalej.
- Ubieraj się idziesz ze mną, masz 5 minut. - odezwał się szorstkim głosem i rozsiadł na kanapie, jakby nigdy nic.
- Nigdzie się stąd nie wybieram. Czekam na Mata. - Facet roześmiał się głośno, drwiącym głosem.
- Jesteś taka naiwa moja droga, że aż śmieszna. Bądź posłuszna, albo zabiorę Cię stąd siłą. 
- To Ty jesteś śmieszny jeśli myślisz, że gdziekolwiek z Tobą pójdę!
- Sama tego chciałaś. Ostrzegałem. - nie zdążyłam nawet zareagować, a Gonzo już stał przy mnie, przytykając mi jakąś chusteczkę o bardzo nieprzyjemnym zapachu do twarzy. W przeciągu kilku sekund zaczęłam czuć się coraz gorzej. Czułam jak tracę kontrolę nad wszystkim dookoła, a moje ciało odmawia posłuszeństwa, stając się bezwładne jak lalka. Przed oczami widziałam ciemność, aż całkowicie odleciałam, nie czując już nic. 

5 komentarzy:

  1. Jejku... jakie to jest FANTASTYCZNE. Nie moge doczekac sie nastepnej czesci. Piszesz genialnie. Przez caly czas czulam dreszczyk i zastanawialam sie co bedzie dalej. Nic tylko czytac, czytac i neszcze raz czytac Twoje (genialne ;-) ) opowiadanie. Szybko wstawiaj nastepna czesc. Warto bylo czekac na tą. :-D /Eli..

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg krootki a ja chce wiecej :( smutno troche. Mat moze nie zyc a on ja zgwalcic ale nie nie nie tak nie bedzie nie nie. Kirde musze nastepny rozdzial. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział,szkoda tylko,że taki krótki..Ale końcówka...zostawiasz nas w niepewności. Mam nadzieję,że wszystko dobrze się skończy /Sara

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne <3 Jak zwykle zresztą! Ocyzwiście musiałaś nas zostawić w niepewności, ale to już tradycja. Czekam na ciąg dalszy i duużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń