środa, 21 sierpnia 2013

Trzy

- To co wydarzyło się wczoraj...masz nikomu o tym nie mówić jasne? Najlepiej będzie jak w ogóle o tym zapomnisz. Nikt nie może się dowiedzieć. - złapałam Mata w drodze do szkoły, cała roztrzęsiona proszę go, aby nie wydał tego czego był świadkiem wczorajszego wieczoru. Jest mi wstyd, tak cholernie wstyd, że to zobaczył. Lecz mimo wszystko uratował mnie przed ojcem, jestem mu za to wdzięczna. Nawet nie wiem jak bardzo, powinnam mu za to dziękować. 
- Am tak się o Ciebie martwiłem, nic Ci nie jest ? Uciekłaś tak szybko, że nawet nie zobaczyłem w którą stronę pobiegłaś. - wziął mnie w objęcia, przytulił jak małą dziewczynkę. Tak właśnie tego mi było trzeba, bezpiecznego uścisku, nic więcej. 
- Tak, wszystko w porządku. Ale proszę Cię obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz. Obiecasz? 
- Ale coś z tym trzeba zrobić, ojciec chciał Cię zgwałcić i uważasz, że to jest normalne? A może już to kiedyś zrobił ? Am powiedź prawdę.
- Obiecujesz? 
- Obiecuję, ale nie zostawię Cię z tym samej.  Więc powiedz, takich sytuacji było więcej? 
- Nie to był pierwszy raz, był pijany to dlatego.  
- Okej, a teraz zabieram Cię do siebie, chyba nie zamierzasz iść w takim stanie do szkoły. - objął mnie ramieniem, kierując się w przeciwną stronę niż szkoła.
- Nie, nie trzeba, pójdę do siebie. Naprawdę. 
- Zapomnij, idziemy do mnie i koniec. 
Zgodziłam się, nie miałam innego wyjścia i tak nie miałam ze sobą teraz co zrobić, ani gdzie się podziać. Po niecałych 15 minutach byliśmy już na miejscu. Mieszkanie na trzecim piętrze, w dość bogatej dzielnicy. Nikogo nie było w domu, widocznie rodzice już są w pracy. Mat podał mi czyste ubrania, oczywiście należały one do niego i z pewnością będą na mnie wyglądać komicznie, ale to nie ważne. Wskazał mi drzwi prowadzące do łazienki, a sam zanurzył się prawdopodobnie w kuchni. Zanurzyłam swoje zziębnięte ciało w gorącej wodzie, delektując się idealnym zapachem balsamu. Po niespełna pół godzinie wyszłam z łazienki w spodniach dresowych związanych z całej siły w pasie i o wiele za dużej zielonej koszulce. Wchodząc do kuchni dostrzegłam na stole stos kolorowych kanapek i dwa kubki z gorącą herbatą. Zasiadłam i od razu zabrałam się za kubek z napojem. W mgnieniu oka obok mnie ujrzałam szczerzącego się Mata.
- Więc... 
- Mateusz, nie chcę o tym rozmawiać, nie teraz.
- Chciałem tylko zapytać czy nie lubisz pomidora? Nie ruszyłaś ani jednej kanapki, które specjalnie dla Ciebie zrobiłem. 
- Och, przepraszam. - zrobiło mi się głupio, że od razu na niego tak naskoczyłam, może rzeczywiście chciał spytać tylko o te głupie kanapki, a nie wracać do wydarzeń poprzedniego wieczoru.

- Co to ? - zapytałam, gdy chłopak wyszedł ze swojego pokoju ubierając pośpiesznie koszulkę. Po przekomarzaniach w końcu udało mi się dostrzec na Jego prawym boku brzucha ogromnego siniaka. - To sprawka mojego ojca tak? - Po co pytam, skoro to oczywiste. Przecież tylko on jest do tego zdolny. Dlaczego wcześniej nie spytałam czy to właśnie jemu nic nie jest. To on został sam na sam z moim ojcem, całkiem nieświadomy do czego jest zdolny. Nie powinnam go w to mieszać, to nie jego sprawa, nie chce aby stało mu się coś złego tylko dlatego, że próbował mi pomóc. - Powinien to zobaczyć lekarz. 
- Daj spokój, to tylko draśnięcie. 
- Lepiej będzie jak już pójdę. I proszę dla własnego dobra nie mieszaj się w moje życie. Nie chcę by przeze mnie stało Ci się coś niedobrego.I nie przychodź do mnie nigdy więcej. Dzięki za wszystko, ubrania oddam Ci jutro ok? 
- Ale...
- Jeszcze raz za wszystko dziękuje, cześć. - wychodzę, zostawiając go samego. Znów uciekam, ale już nie potrafię inaczej. Nie mogę dopuścić, by jeszcze kiedykolwiek spotkał się z moim ojcem. To mogło by się dla niego źle skończyć, bardzo źle. Oby też nie pomyślał, by iść z tym na policje.
Nie wrócę do domu, przynajmniej nie teraz. Muszę pomyśleć, rozważyć co w tej sytuacji będzie najlepszym rozwiązaniem. Potrzebuję wsparcia od osoby, która jako jedyna może mi pomóc. Idę wąskimi, szarymi uliczkami. Mijam kilku ludzi pogrążonych w przeraźliwym smutku. W końcu docieram do ostatniej alejki. Witam się z nagrobkową płytą "Cześć ..."


4 komentarze:

  1. Świetny :)
    Wbijaj do mnie:
    bezcelowe-marzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Świetny rozdział.
    Muszę Ci powiedzieć, że mimo, iż jest to dopiero początek opowiadanie, to ja już je uwielbiam. Wspaniale piszesz. Masz wielki talent :)
    Mat jest wspaniałym chłopakiem. Bardzo go lubię. Coś tak czuję, że on może pomóc Am i to bardzo. Jest troskliwy i to jak się o nią martwi jest słodkie. A może on coś do niej czuje :)
    Wyobraziłam sobie Am w ciuchach Mata. Musiała śmiesznie wyglądać w tych przydużych ubraniach :D
    Z jednej strony nie rozumiem Am, a z drugiej ją rozumiem. Dlaczego nie da sobie pomóc? Chłopak chce dobrze, a ona go odtrąca. Ale wiem, że się o niego boi. Nie chce, by stała mu się krzywda. Tylko, że razem mogliby wiele zdziałać. Byłoby ich dwójka, a nie ona jedna, na jej nienormalnego ojca.
    Widać, że Am brakuje mamy. Tęskni za nią, lecz niestety czasu nie da się cofnąć.
    Mam nadzieję, że dziewczyna wyjdzie na prostą. Że w jej życiu wreszcie zaświeci słońce, a świat nabierze barw.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Życzę weny. Ściskam, Maarit :*

    PS. U mnie pojawił się nowy rozdział. Jakbyś miała ochotę, to wpadaj :)
    love-of-accident.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok, wszystko świetnie, fajnie, tylko dlaczego on akurat tego zaczął jej pomagać?? Ja rozumiem trzeba było zacząć jakoś historię... Może trzeba było wymyśleć jakąś scenę gdzie on najpierw jest świadkiem jakiegoś brutalnego zachowania ojca względem Am i dopiero potem stara się jej pomóc. PRzynajmniej to jest jasne i klarowne. A tak trochę naciągane skoro sama piszesz, że znajomi przestali się nią już interesować.... po czym nagle podbiega kolega i się interesuje... trochę przeczysz sama sobie...
    PS. Pisanie zwrotów Cię z dużej litery w takich opowiadaniach nie jest poprawne... w końcu to nie list, nie zwracasz się do kogoś bezpośrednio... pamiętaj o tym, mnie jako czytelnika trochę to drażni :-)
    No się wyżaliłam....

    OdpowiedzUsuń